Szedłem
powoli, szedłem na chwiejnych, odmawiających mi posłuszeństwa nogach tak wolno,
jak wolno szła teraz, tuż obok mnie Joanna. Szedłem zadowolony, że nie idziemy
szybciej, bo mógłbym nie podołać, mógłbym nie nadążyć za nią. Szedłem nic logicznego
nie mówiąc. Nie mogłem zrozumieć, choć wcale nad tym się nie zastanawiałem,
dlaczego jest tu tak dużo ludzi, dlaczego ten nasz spacer tak długo trwa,
dlaczego jeszcze tak daleko jest do końca tego cholernego deptaka i dlaczego
latarnia, do której idziemy jest wciąż jeszcze tak daleko.
…ona pod spodniami ma rajstopy… - choć tego nie widziałem już teraz,
choć teraz nie patrzyłem tam, ta myśl cały czas nie dawała mi spokoju, cały
czas rozpalała moje zmysły - …ma na sobie
cienkie… cieliste rajstopy!…
Szedłem
nic nie mówiąc a jedynie gorączkowo myśląc, próbując myśleć, co mam zrobić. Szedłem
starając się skupić nad tym, jak mam się zachować, jak powinienem teraz
postąpić.
…nie
mogę przecież uparcie udawać, że o niczym nie wiem… - myślałem strwożony - …przecież tam, w latarni też będzie sporo
ludzi… tam też będą patrzeć na nią… będą widzieć te jej rozpięte spodnie… i te
rajstopy! …będą widzieć te jej białe majtki …będą widzieć to co ma na sobie pod
spodem …będą się z nas śmiać! ...będą się z niej …i ze mnie śmiać…
Spojrzałem
bezradnie na idącą tuż obok mnie dziewczynę. Spojrzałem mimo woli widząc znów
ten zatrważający mnie, ten tak obrzydliwie, całkiem rozpięty zamek. Widziałem
też, że Joanna szła beztrosko uśmiechnięta, szła zdawałoby się, że zadowolona z
siebie. Szła z dumnie uniesioną głową patrząc tymi dużymi, błękitnymi oczami
radośnie to na mnie, to przed siebie. Szła patrząc na mijających nas ludzi.
Szła z uśmiechem na ustach cały czas niezmiennie niczego się nie domyślając.
…a
jak będzie teraz szedł… albo tam, w latarni będzie ktoś z moich znajomych?... -
przyszło mi nagle na myśl i z przerażeniem spojrzałem na idących ludzi bojąc
się, że już teraz może tu być kogoś, kto mnie zna.
Szedłem
z coraz większym lękiem patrząc na idących w przeciwnym kierunku niż my ludzi.
Szedłem coraz bardziej lękliwie wpatrując się w ich twarze.
…nie,
no tak się nie da… - bezwiednie przecząco pokręciłem głową. Pokręciłem tak
sugestywnie, jakbym sam się utwierdzał w tej myśli - …bo nabawię się zaraz jakiejś mani prześladowanej …albo jakichś stanów
lękowych…
- Dlaczego nic nie mówisz? - Joanna spytała przerywając tą, z pewnością
zbyt już długo trwającą ciszę, spytała gdy już miałem się odezwać i choć nie
wiedziałem wciąż jeszcze jak to zrobić chciałem powiedzieć jej o tych
niepokojących mnie spodniach.
- Ja? - z trudem dobywając z siebie głos spytałem przerażony, że jednak będę
musiał coś powiedzieć.
…muszę
jej jakoś to powiedzieć …im prędzej to zrobię …im prędzej będę miał to za sobą,
tym lepiej… - podjąłem nagle decyzję -
…muszę to zrobić teraz …muszę jej powiedzieć, że ma rozpięte spodnie…
- A co, ja? - Joanna zdziwiona moim milczeniem, zdziwiona tym moim dziwnym
onieśmieleniem uważnie spojrzała na mnie.
- No właśnie… - zająknąłem się. Doskwierający mi ból gardła stawał się już nie
do zniesienia - Bo chciałbym ci coś może powiedzieć…
- …że tak bardzo byś mnie chciał? - przerwała mi, weszła mi w słowo i figlarnie
wysunęła koniuszek języka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz