Szukaj na tym blogu

sobota, 18 czerwca 2005

strona 21

 



- Maciek... - usłyszałem rozbawiony głos Joanny - Uważaj może trochę... suniesz jak czołg.
   …co? …sunę jak czołg?… - w pierwszej chwili nie zrozumiałem co to może znaczyć - …aha! …że idę nie patrząc na innych ludzi…
- Przepraszam... - jęknąłem zawstydzony.
   …no i dobrze… - uśmiechnąłem się dumnie - …niech patrzą …niech widzą, że to ja idę…
            Szedłem nadmorską promenadą, główną aleją spacerową Kołobrzegu w stronę górującej nad nią Latarni Morskiej czując się taki dumny, że obok mnie idzie ta śliczna, poznana chwilę wcześniej, poznana w tak niespodziewany sposób dziewczyna, że obok mnie idzie zachwycająco śliczna blondynka. Miałem ochotę objąć ją, chciałem ją przytulić lub choćby tylko schwycić za rękę ale bałem się, że będzie to zbyt nachalne, zbyt prymitywne. Wręcz prostackie. Wiedziałem, że takim zachowaniem zrażę ją do siebie, że tylko się skompromituję.
   …a może jednak… - coś mnie kusiło, coś mi podszeptywało by zachować się nieco śmielej - …może jednak odważę się i schwycę jej dłoń? ...schwycę choćby same tylko koniuszki jej palców?...
           
Choć bardzo tego chciałem, to jednak bałem się, że mogę ją zrazić do siebie, że ją wystraszę. Bałem się, że Joanna, bo tak przecież ta przykuwająca swą urodą wzrok dziewczyna miała na imię, potraktuje mnie jak natręta, że zostawi mnie i odejdzie gdy odważę się coś tak natarczywego zrobić. Bałem się, że nagle tu, pośród tylu idących promenadą ludzi zostanę sam.
   …zostanę sam… - z niepokojem spojrzałem na mijających nas ludzi - …i ci wszyscy …ci idący tu ludzie będą to widzieć…
            Szedłem patrząc przed siebie i ciesząc się, że oni wszyscy widzą to, że to ja właśnie z nią, z Asią, z Joanną idę. Szedłem szczęśliwy a jednocześnie speszony, w dziwny, nie mający nigdy wcześniej miejsca sposób skrępowany jej obecnością.
            Obecność tej pięknej dziewczyny sprawiała, że jak nigdy wcześniej czułem się niezbyt pewnie. Byłem rozpalony, rozdygotany a jednocześnie strwożony jej towarzystwem. Gdzieś zginęła moja, zazwyczaj nigdy nie opuszczająca mnie pewność siebie. Czułem się onieśmielony jej obecnością i zarazem zły na siebie, że w tak nietypowy, szczeniacki wręcz sposób reaguję na to, że ta, wyjątkowo ładna, tak bardzo mi się przecież podobająca dziewczyna idzie razem ze mną, idzie obok mnie nadmorskim bulwarem.
            Byłem spięty, speszony a przecież chciałem żeby wszyscy widzieli to, że my, że ja i ta kusząca wzrok swoją niecodziennością dziewczyna, kusząca swoją zjawiskową urodą, długimi, jasnymi włosami i tym, tak wiosennym już ubiorem dziewczyna jesteśmy razem.
            Niespodziewany powiew wiatru porwał kosmyk jej włosów i zarzucił go w moją stronę. Joanna uniosła lewą rękę i chcąc go poprawić, może całkiem przypadkowo dotknęła łokciem mojego ramienia. Spojrzałem na nią. Dziewczyna patrzyła na mnie i ciepło, z intrygująco promieniejącą z niej energią uśmiechała się do mnie.
   …uśmiecha się… - zachwyciło mnie to - …uśmiecha się do mnie…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz