Speszony, może nawet zawstydzony tym niespodziewanym uśmiechem niemiłej przecież sprzedawczyni, tym nagle, jak mi się wydawało zdecydowanie życzliwym mi spojrzeniem oderwałem w niczym nieuzasadnionym popłochu od niej wzrok i wpatrzyłem się we wciąż stojącą na zewnątrz dziewczynę z rozpiętym zamkiem obcisłych spodni.
…a może ona naprawdę czeka na mnie?… - przemknęło mi przez myśl i aż
z wrażenia zadudniło mi w głowie.
Kątem
oka widziałem, że ekspedientka przestała się uśmiechać, że jej twarz znów stała
się obojętna i niezbyt miła. Widziałem jak bezczelnie cały czas wpatruje się we
mnie, że patrzy nie rozumiejąc z pewnością dlaczego ja wciąż jeszcze stoję za
tym cholernym regałem, dlaczego nie idę do niej, do dziewczyny, z którą tu
przecież, a raczej, za którą tu przyszedłem, dlaczego nie idę choć przecież
zachęciła mnie do tego swoim wzrokiem. Widziałem, że patrzy nie rozumiejąc
dlaczego wciąż jeszcze, choć skinęła głową dając mi znak, że właśnie to
powinienem teraz zrobić nie idę do dziewczyny, która wciąż jeszcze stoi i
czeka. Nie rozumiała dlaczego, choć starała się dodać mi otuchy tym zupełnie do
niej nie pasującym, ciepłym, choć tak krótko trwającym uśmiechem, tym skąpym
skinieniem głowy, to ja wciąż stoję ukrywając się za regałem, stoję bojąc się
wyjść ze sklepu i podejść do dziewczyny, która właśnie teraz na to czeka. Do
dziewczyny, która czeka na mnie.
Nieustępliwy
i męczący wzrok tej starszej kobiety, która z pewnością mogłaby być moją matką
sprawiał, że coraz bardziej się denerwowałem. Nie mogąc już dłużej znieść jej
natrętnych, bezlitośnie wbitych we mnie oczu, czując, że z nerwów zaczynam się
pocić, niepewnie, na nagle uginających się pode mną jakbym był pijany nogach
wyszedłem na zewnątrz i rozejrzałem się niepewnie. Rozejrzałem się jak
złodziej, który właśnie ma zamiar ucieczką ratować się z opałów. Rozejrzałem
się szukając najlepszej drogi, by stąd, tak po prostu odejść.
…to byłoby głupie… - zawahałem się czując na sobie wzrok tej
intrygującej mnie przecież dziewczyny - …dlaczego
miałbym stąd uciekać?... a nie podejść do niej …dlaczego miałbym stchórzyć i
tego nie zrobić?...
Stałem
nagle sparaliżowany strachem nie mogąc zdobyć się na ucieczkę, ale i też nie
potrafiąc podejść tak, jak mi to jednak nakazywał rozsądek, jak chyba powinienem
to teraz zrobić, podejść do tej cierpliwie czekającej dziewczyny.
…co się ze mną dzieje?... - czułem, że robię się czerwony ze wstydu.
Choć
było to dla mnie wyjątkowo trudne przełamałem się i zrobiłem nieśmiało kilka
kroków patrząc z przejęciem gdzieś tam, gdzieś w głąb parku zdrojowego
znajdującego się za alejką, za ławkami wbudowanymi w zamykający alejkę murek i
stanąłem o dwa, może trzy kroki od wciąż stojącej przed sklepem dziewczyny. Przełamałem
się choć czułem się podle. Czułem się tak, jakbym robił teraz coś czego nie
wolno mi było zrobić, jakbym robił coś, co było mi zabronione, co było wręcz
niegodziwe. Czułem, że powinienem stąd odejść, powinienem uciec stąd ale w tym,
że ta śliczna dziewczyna tak uparcie tu stoi i patrzy wyczekująco na mnie było
coś dziwnego, było coś co nie pozwoliło mi przejść obojętnie obok niej, co nie pozwoliło
mi zignorować jej obecności i odejść. Pójść sobie w obojętnie którą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz