Szukaj na tym blogu

wtorek, 12 lipca 2005

strona 46

 



- Hahaha… - roześmiała się niespodziewanie z siebie zadowolona.
   …śmieje się?… - zrobiło mi się głupio - …bawi ją moje zachowanie… ma ze mnie ubaw?…
- Naprawdę… - bąknąłem speszony jej radosnym śmiechem.
- Hahaha… - Joanna śmiała się sprawiając wrażenie, że jest teraz wyjątkowo szczęśliwa.
   …hahaha… - śmiech dziewczyny zaczynał dudnić w mojej głowie. Zaczynał coraz bardziej natarczywym echem rezonować wewnątrz mnie.
            Szedłem nie mając pojęcia co ten śmiech może znaczyć. Szedłem coraz bardziej zawstydzony tym, że dziewczyna śmieje się ze mnie, zawstydzony tym, że całym swoim zachowaniem, całą tą idiotyczną rozmową sprawiłem jej wyjątkowo chyba dobrą zabawę.
- Dziękuję. - powiedziała nagle przestając się śmiać.
- Co? - zdziwiłem się.
- Dziękuję. - Joanna powtórzyła nieco tym razem ciszej.
   …dziękuje mi?… - z niedowierzaniem, nieznacznie pokręciłem głową - …już się ze mnie nie śmieje?…
- Za co? - spojrzałem na nią zupełnie już nic nie rozumiejąc.
- Hmm... a bo tak …wiesz …bo nie sądziłam, - patrząc przed siebie powiedziała rozmarzonym i niewątpliwie szczęśliwym teraz głosem - nie myślałam, że właśnie dzisiaj… że spotkam tu kogoś... tu, w Kołobrzegu… że spotkam, kogoś takiego jak... takiego może jak ty?
- Jak ja? - spytałem zaskoczony tym co Asia powiedziała.
   …taka jest zadowolona, że mnie spotkała?… - nie wierzyłem, że to słyszę, że Joanna coś takiego powiedziała.
            Poczułem jak ze szczęścia mocniej zabiło mi serce. Pomyślałem, że właśnie teraz powinienem ją pocałować.
- Mogę cię teraz pocałować? - spytałem jak zagubiony pętak. Spytałem z nadzieją wpatrując się w jej usta.
- Pocałować? - spojrzała uważnie na mnie i odchylając nieco do tyłu głowę szybko, jakby się może ze mną drocząc dodała - Chyba żartujesz…
   …bo musiałem się z tym wyrwać… - zrobiło mi się głupio - …palnąłem jak łysy o beton…
           
Zawstydziłem się. Pomyślałem, że całkiem niepotrzebnie akurat teraz to powiedziałem i czując, że się ośmieszyłem opuściłem głowę mocno tym wszystkim skonsternowany.
- Nie. Nie żartuję. - speszony pokręciłem przecząco głową z uwagą wpatrując się w płytki promenady, wpatrując się w nie tak, jakbym chciał ujrzeć tam coś szczególnie teraz dla mnie ważnego - Poważnie pytam.
- Nie. - Joanna powiedziała stanowczym, przesadnie zimnym głosem - Już nie.
- Szkoda… - westchnąłem nie potrafiąc ukryć żalu.
- Hahaha… - Joanna znów się roześmiała - …nie żartujesz.
            Zatrzymaliśmy się. To Joanna przystanęła na chwilę a ja uczyniłem to, co ona zrobiła. Zatrzymałem się i spojrzałem w oczy stojącej teraz tak niespodziewanie blisko mnie dziewczyny. Stojącej z rozchylonymi nieco ustami i cały czas w napięciu patrzącej na mnie. Patrzącej tak, jakby mimo wszystko czekała na ten pocałunek. Patrzącej i chyba zaskoczonej tym, że jednak nie odważyłem się jej pocałować.



poniedziałek, 11 lipca 2005

strona 45

 



- Bo jakby coś było nie tak… - czułem, że ta rozmowa choć mnie zawstydza, to jednocześnie też mnie, pojęcia nie mam dlaczego rozpala. Zbyt dobrze czułem już, jak mocno wprowadziło mnie to, zdawać by się mogło, że całkiem bezsensowne gadanie w stan podniecenia - Jakby coś było widać… to bym ci przecież już wcześniej powiedział, że…
- To dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Joanna spytała zbyt szybko i nieco nerwowo.
            Nie pozwalając mi dokończyć niezbyt miłym głosem spytała wyraźnie już teraz niezadowolona.
- Nie wiem… - speszyłem się.
- Nie wiesz. No naprawdę… - westchnęła z niezrozumiałym żalem - …wiesz, co?
- Nie przejmuj się tym, - pomyślałem, że spróbuję ją pocieszyć - na pewno nikt nic nie zauważył.
            Kątem oka spostrzegłem, że Joanna uśmiechnęła się sarkastycznie.
- Myślisz? - pokręciła z niedowierzaniem głową.
- No. - czułem, że znów coś mnie zaczyna uwierać w gardle.
- Coś byś mi powiedział? - spytała spoglądając niespodziewanie na mnie a po chwili, nie mogąc doczekać się odpowiedzi ponagliła mnie figlarnie się przy tym uśmiechając - …a co?
- No… - zająknąłem się - że masz rozpięty zamek?
- I tam. - była niewątpliwie rozczarowana tym co usłyszała.
- Naprawdę… - jęknąłem nienaturalnym, strwożonym wręcz już niemal szeptem.
- …jakbyś nie mógł, jakoś czulej. - westchnęła z rezygnacją.
   …jakoś czulej?… - zastanowiło mnie to - …że niby jak?…
            Nagle drgnąłem wystraszony. Niespodziewanie poczułem, że Asia wsunęła dłoń pod moje ramię. Poczułem się dumny, że to zrobiła, ale i też tym skrępowany. Skrępowany, choć niewątpliwie sprawiło mi to przyjemność. Nie powiedziałem jednak nic na ten temat. Nie odezwałem się. Joanna też już teraz milczała. Bez słów, w milczeniu szliśmy promenadą w stronę podnóża Latarni Morskiej.
- Nie jesteś zły, że tak cię złapałam? …teraz? - cicho zapytała gdy uszliśmy już spory kawałek drogi trochę chyba zdziwiona tym, że wciąż idę tak, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło. Zdziwiona całkowitym brakiem reakcji z mojej strony. Cały czas niezmiennie szedłem tak, jakbym może nie zauważył tego co przed chwilą zrobiła albo jakbym tak z nią nie raz już chodził i nie robiło to na mnie żadnego już wrażenia. Zapytała zaskoczona może i tym, że idę wciąż tym samym, obojętnym, choć teraz z pewnością zbyt sztywnym, zbyt oficjalnym krokiem, że zachowuję się, że silę się by zachowywać się niezbyt chyba naturalnie. Była zaskoczona bez wątpienia też i tym, że nie zareagowałem na ten jej spontaniczny gest w żaden widoczny, jak się może tego spodziewała sposób - Zrobiło mi się tak troszkę smutno... taka się nagle poczułam… samotna… zagubiona… i tak pomyślałam, że...
   …usprawiedliwia się?… - zdziwiło mnie to - …za tą rękę wsuniętą pod moje ramię? …bo, co? …bo miałem jej rękę odtrącić? …może miałem skarcić ją za to?…

- Nie, no skądże. Dlaczego miałbym być zły? - odpowiedziałem dopiero po kilku krokach. Dopiero jak zebrałem myśli. Zrobiłem to zbyt chyba impulsywnie, wyrzuciłem to z siebie może i zbyt późno, bo Asia przecież celowo urwała próbując wymusić na mnie szybką odpowiedź - Nawet jest mi przyjemnie, że tak idziesz koło mnie. Miło tak…



niedziela, 10 lipca 2005

strona 44

 



- No, co? - spytałem pełnym żalu głosem domyślając się, a nawet będąc już pewnym, że to są wygłupy, że Joanna cały czas bawi się przecież mną.
            Dziewczyna nie odpowiadając mi, nie mówiąc już teraz nic, ale wciąż z tym peszącym mnie uśmiechem na ustach ruszyła niespodziewanie pociągając mnie za sobą. Trzymany za rękę zacząłem nieco może komicznie iść o pół kroku za nią.
- Kurczę, ładnie co? - po kilku krokach, patrząc nie na mnie a przed siebie Joanna odezwała się.
- No. - mimowolnie jej przytaknąłem.
   …ładnie?… - mogłem teraz zdecydowanie swobodniej przyglądać się jej. Wiedząc, że nie widzi mnie mogłem uparcie obserwować to, co dziewczyna robi - …to chyba do mnie? …bo do kogo by teraz mówiła?…
-  ...jak taka idiotka. - Joanna wyszeptała kręcąc jednocześnie z niedowierzaniem głową.
   …jak idiotka?… - uśmiechnąłem się sarkastycznie - …bo omal nie pozwoliła mi się pocałować? …bo tak niewiele już brakowało a to by się stało? …no nie wiem …no bo gdyby nawet …to co w takim pocałunku byłoby idiotycznego? …czyżby to ją aż tak dziwiło?…
- Jak idiotka? - tak naprawdę, to nie miałem pojęcia o czym Joanna teraz mówi.
            Widziałem, niezmiennie uważnie wpatrując się w idącą nieco przede mną dziewczyną spostrzegłem, że z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Przecież ten rozpięty zamek… kurczę… - dziewczyna opuściła głowę parskając jednocześnie śmiechem. Krótkim, nerwowym, nagle urwanym śmiechem - świetnie musiało to wyglądać.
- …że zamek? - zaskoczyło mnie to, co teraz usłyszałem - …że rozpięty był?
- Ładny miałeś ubaw… - pełnym politowania, zbyt powolnym ruchem pokiwała głową - przyznaj się.
   …to o zamek jej chodzi… - ja, dla odmiany, z niedowierzaniem pokręciłem głową - …a nie o ten niezrealizowany pocałunek!?…
- E tam… zaraz tam ubaw... - nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć.
- No? - zapytała siląc się na obojętny, może i nieco żartobliwy ton swojego głosu - Miałeś ubaw, co? …Maciek, przyznaj się.
- Co mam się przyznawać? - nie mogąc pojąc dlaczego to robi, dlaczego Joanna uparcie cały czas o tym mówi, nie wiem czy nie czasem celowo mnie pesząc, udając teraz, że jest mi to obojętne lekceważąco wzruszyłem ramionami - …do czego niby?
- Ładny miałeś ubaw, co? - spytała kolejny już raz. Przesadnie już chyba nie dawała mi spokoju.
   …może i miałem?… - poczułem, że znów podrażniło to mocno moje zmysły. Poczułem, że znów jestem podniecony - …a może i nie? …ale czy warto o tym mówić?…
- Chyba dopiero teraz to zauważyłem. - po chwili nieśmiało, z wahaniem odpowiedziałem jej.
- Dopiero teraz? - spytała z niedowierzaniem.
- Wcześniej wszystko musiało być w porządku, - wypaliłem bez zastanowienia - no bo przecież bym to chyba widział.
- Chyba? - Joanna uśmiechnęła się sarkastycznie.



sobota, 9 lipca 2005

strona 43

 



- Przepraszam… - powtórzyła za mną i uśmiechnęła się tym razem może i rozbawiona a może jednak tylko kpiąc sobie z mojego, zbyt wyraźnego by tego nie spostrzec zagubienia.
- Bo tak pomyślałem sobie tylko… - zawstydzony chciałem się mimo wszystko jakoś usprawiedliwić - Chyba nie ma w tym nic złego.
- Nie, no skąd. - Joanna zaprzeczyła jak mi się wydawało nieco ironicznym głosem i po krótkiej chwili spytała - Zawsze jak masz coś zrobić to tak długo myślisz?
   …długo myślę?… - zaskoczyło mnie to - …co to może znaczyć…
- Nie, no… bo tak, wiesz… - czułem, że za chwilę całkiem spalę się ze wstydu, że zostanie tu po mnie na deptaku tylko niewielka kupka popiołu - bo ja czasem tylko tak sobie myślę.
- To może nie myśl tak „czasem tylko”. - Joanna powiedziała patrząc mi znów prosto w oczy - …tylko działaj.
   …miałem pocałować?… - zaniepokoiłem się czy dziewczyna nie jest może o to na mnie teraz zła - …a nie tak się ceregielić?…
- Przepraszam… - nie miałem pojęcia co mam zrobić aby naprawić swój błąd.
- Przepraszam, przepraszam… - z żalem pokiwała głową.
   …i co ja mam teraz zrobić?… - nieco uważniej, pytającym wzrokiem wpatrzyłem się w stojącą obok mnie dziewczynę - …mam ją może jednak pocałować? …tego jednak chciała?…
            Joanna uśmiechnęła się z przekąsem, uśmiechnęła się krzywiąc drwiąco same tylko kąciki swych ust, uśmiechnęła się jakby czegoś jej brakowało, jakby naprawdę żałowała, że jednak jej nie pocałowałem i wyciągnęła rękę w moją stronę.
- No chodź już głuptasie, a na drugi raz nie myśl tak długo. - powiedziała wyciągając do mnie rękę i w ten sposób zapraszając mnie bym podszedł teraz do niej.
            Podszedłem, tak jak niewątpliwie tego chciała i schwyciłem jej dłoń zbyt z pewnością gwałtownym, zbyt energicznym ruchem. Schwyciłem mocno tak, jakbym się obawiał, że za chwilę ją cofnie, że mi ją zabierze, że tylko bawi się teraz mną. Zabiło mi mocniej serce bo bałem się, że to tylko żart, że dziewczyna kpi sobie ze mnie. Schwyciłem jej dłoń czując się nagle taki dumny, taki wręcz wyróżniony tym, że mogę ją dotknąć, że przecież dotykam już ją.
            Czułem jak mocno bije mi serce, jak wlewa się w nie radość, bo trzymam rękę Joanny. Trzymam dłoń tej ślicznej, tak niespodziewanie chwilę wcześniej poznanej dziewczyny. Będąc z tego powodu wyjątkowo wręcz szczęśliwy pomyślałem, nagle zacząłem się zastanawiać czy to co powiedziała dziewczyna nie było czasem zaproszeniem, czy nie było jednak jakimś może przyzwoleniem abym ją, tak jak tego przecież tak niespodziewanie zapragnąłem pocałował.
   …przecież taki był sens tego co powiedziała… - chyba nie do końca docierało to jeszcze do mnie - …przecież ona też tego chce…
- Hahaha… - nagle, zupełnie mnie tym zaskakując Joanna roześmiała się głośno.
   …a jednak drwiła sobie ze mnie… - zabolało mnie to - …a jednak to była podpucha… a ja omal się na to nie nabrałem…



piątek, 8 lipca 2005

strona 42

 



            Szedłem i uparcie wpatrywałem się, gapiłem się z pewnością zbyt natrętnie w jednak widoczne rajstopy, rajstopy dające się wychwycić wzrokiem gdy uważniej wpatrzyło się w zapięcie spodni Joanny. Szedłem i niewątpliwie widziałem coś intrygującego. Szedłem i czułem, że znów zaczynają budzić się we mnie zmysły. Z każdym krokiem, im dłużej tam patrzyłem, coraz bardziej byłem pewien tego, że to co widzę, to jej rajstopy. Rajstopy, a też i majtki znajdujące się pod nimi, pod cielistymi rajstopami Joanny.
   …he!… - bardziej się może tego domyślałem, niż to widziałem ale żądze już znów zawładnęły moim ciałem.
            Czułem intrygujące mnie poruszenie. Choć to szczególne miejsce, ten nie dopięty trójkącik był tak przecież niewielki, a jednak drażnił mój wzrok swym nieco innym, subtelnie beżowym, niemal prawie całkiem białym kolorem. Drażnił wzrok inną, choć niewiele się różniącą ale jednak nie pasującą do bladoróżowych spodni i bladoróżowego sweterka widoczną gdzieś tam w głębi barwą.
- Chciałeś mnie pocałować? - Joanna spytała nagle zmieniając temat, spytała takim tonem, że nie wiedziałem czy czasem nie drwi sobie teraz ze mnie.

- …że jak? - jej głos niespodziewanie mi przeszkodził. Wdarł się nagle do mej zawładniętej buzującymi żądzami, podrażnionej pożądaniem świadomości brutalnie wybijając mnie z chwilowego zapomnienia się.
   …chciałem ją pocałować… - szybko oprzytomniałem jednak było już za późno bym to powiedział.
- Nie pamiętasz już? - Joanna spytała tak, że nagle przestraszyłem się, że ma mi to za złe.
   …no przecież chciałem… - poczułem się jak kilkunastoletni urwis, który został przyłapany na czymś niegodziwym.
- Tak tylko sobie pomyślałem … - poczułem się urażony, że dziewczyna czepia się mnie całkiem niepotrzebnie - Coś w tym dziwnego?
- Może… - odpowiedziała cicho - Nie wiem.
- Chciałem jak każdy, normalny chyba facet chce. - odburknąłem.
- Jak każdy? - spytała pogardliwym tonem.
            Nagle, zupełnie nie wiedząc po co to robię zatrzymałem się. Zatrzymałem się jakbym już nie chciał dalej z nią iść. Jakbym już miał dość tego spaceru. Joanna ignorując mnie, ignorując to, co właśnie zrobiłem poszła jednak dalej.
   …co ja wyprawiam? …i po co mi to było?… - przeraziłem się - …odejdzie …pójdzie sobie, a ja zostanę tu sam…
- Przepraszam… - stałem patrząc z żalem za oddalającą się, odchodzącą wolnym krokiem dziewczyną - to było chyba głupie.
            Powiedziałem to niezbyt głośno i obawiając się, że dziewczyna mnie nie usłyszała chciałem powiedzieć to jeszcze raz, tym razem zdecydowanie głośniej.
- Chyba… - Joanna jednak usłyszała mnie. Przystanęła na chwilę i spojrzała na mnie odwracając w moim kierunku głowę, przystanęła mówiąc te słowa nieco chyba dwuznacznie - Zawsze sobie tak tylko myślisz?
   …tak tylko sobie myślę?… - głupawo się uśmiechnąłem - …ale, że co myślę?…
- Przepraszam… - poczułem się bezradny jak małe dziecko.



czwartek, 7 lipca 2005

strona 41

 



            Siłą zdusiłem w sobie chęć by nagle, zadowolony z siebie i nie drażniony już widokiem rozpiętego zamka głośno się roześmiać.
- Nie śmiej się. - odpowiedziała niespodziewanie urażona. Niewątpliwie mocno speszona opuściła głowę i dopowiedziała tak cicho, że z trudem ją zrozumiałem - Przecież nie wiedziałam, że mam rozpięte spodnie.
- Przecież się nie śmieję. - celowo okazując, że nie wydarzyło się nic szczególnego obojętnie wzruszyłem ramionami.
            Szedłem nadal jednak uśmiechnięty, szedłem dumny, że idę obok Joanny. Szedłem patrząc cały czas na te obcisłe, idealnie przylegające do jej ciała sztruksy. Szedłem i patrzyłem przekornie czując teraz dziwny i niezrozumiały żal, że nie widać już tych białych, okrytych cielistymi rajstopami majtek.
- No i co tak patrzysz… - Joanna powiedziała cicho. Była z pewnością speszona moim zachowaniem. Była speszona tym, co przed chwilą się wydarzyło.
            Nie odpowiedziałem. Nie odezwałem się a czując się nagle tak bardzo pewny siebie, czując się nagle wyluzowany i wręcz zadowolony z siebie, z tego, że moje podniecenie niemal już całkiem przeminęło spojrzałem dziewczynie w oczy.
- Musiał się chyba przed chwilą rozpiąć bo przecież... - Joanna z uwagą, z wyczuwalnym napięciem patrzyła na mnie.
   … to niewiarygodne! …przecież ona nic nie wie!… - słowa dziewczyny zdziwiły mnie, nieco też i rozbawiły - …aż mi się wierzyć w to nie chce…
- Przed chwilą? - znów miałem ochotę głośno się roześmiać ale na szczęście powstrzymałem się, na szczęście się opanowałem. Odrywając wzrok od jej oczu głupawo wpatrzyłem się w ten, chyba zbyt wciąż jeszcze intrygujący mnie, zapięty już teraz zamek - Może i przed chwilą...
- Nie wiem jak to w ogóle możliwe, że tak niespodziewanie... - powiedziała pełnym żalu głosem - Kurczę… nigdy sam się nie rozpinał.
   …nigdy sam się nie rozpinał… - miałem ochotę w żartobliwy sposób to skomentować.
- Zawsze musi być kiedyś ten pierwszy raz. - jedynie to powiedziałem.
            Szedłem cały czas bezmyślnie wpatrując się w zapięcie jej spodni. Szedłem tak jakiś czas głupawo się uśmiechając aż nagle spostrzegłem, że zamek spodni Joanny nie był jednak zbyt dokładnie zapięty.
   …trochę tak niedbale zapięła te spodnie… - nieco tym zdziwiony uważniej wpatrzyłem się w ten, właśnie teraz zauważony przeze mnie szczegół.
            Całkiem niespodziewanie spostrzegłem tuż poniżej tak urokliwie skrzącego się paska niewielki trójkącik. Tuż poniżej paska, który już na samym początku zwrócił na siebie moją uwagę, paska nie skórzanego, nie materiałowego a wykonanego z metalowej plecionki, paska który tak bardzo kusił z pewnością nie tylko mój wzrok zauważyłem dopiero teraz, dopiero teraz wychwyciłem wzrokiem znów te znane już mi zbyt chyba dobrze, te widoczne przecież dzisiaj przez cały czas, choć teraz, gdy dziewczyna w końcu zapięła zamek w niewielkiej, w nieznacznej już tylko części okrywające ją rajstopy.



strona 40

 



- Asia… - nie wiedziałem jak mam powiedzieć jej, żeby jednak zapięła ten cholerny, tak paskudnie rozpięty zamek ale dziewczyna, uprzedzając mnie, już po kilku krokach sięgnęła do niego ręką i lekceważącym ruchem, wciąż bezspornie nie robiąc z tego problemu spróbowała go zapiać.
            Spróbowała, a widziałem to jedynie kątem oka, że choć pociągnęła go w górę, to suwak jednak wcale się nie przesunął.
- Co jest? - wyszeptała cicho, ale jednak tak, że ją usłyszałem.
            Wyszeptała, a ja wcale tam nie patrząc widziałem jak zaczęła się z nim zmagać.
    …tego tylko brakowało… - krwawy rumieniec wstydu zalał moją twarz.
            Widziałem, jak Joanna szarpnęła suwak nieco teraz mocniej. Raz, i po chwili znów, drugi raz. I znowu. Nerwowo próbowała podciągnąć go ale jednak to, co robiła nie przynosiło żadnego skutku. Widziałem, że Asia nagle spojrzała bezradnie na mnie ale udałem, że tego nie widzę.
            Szedłem, choć bałem się, że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa udając, że wszystko to nie robi na mnie wrażenia, że wcale mnie nie przeraża nie dający się zapiąć, uparcie rozpięty zamek jej spodni.
- Kurczę... - zasyczała ze złością w głosie cały czas cierpliwie i uparcie, ale jednak zdecydowanie nerwowo go już szarpiąc.
            Widziałem to kątem oka i byłem już pewien, że coś się stało i dziewczyna nie może go zapiąć. Musiał się chyba na dobre zaciąć bo Joanna z dobrze już widocznymi wypiekami, z wypiekami już nie tylko na twarzy ale i na szyi przez chwilę coraz bardziej nerwowymi ruchami szarpała suwak. Nagle pochyliła się i wpatrzyła w ten wciąż rozpięty zamek. Sięgnęła do niego teraz też i drugą ręką. Oparła ją na podbrzuszu i wciągnęła nieco brzuch. Może tym razem mocniej pociągnęła suwak bo usłyszałem charakterystyczny chrzęst szybko przesuwającego się zamka.
- O matko… - jęknęła z ulgą.
            Uśmiechnąłem się wiedząc już, że spodnie idącej obok mnie dziewczyny są zapięte. Czułem, że wracają mi siły, że to żenujące, zbyt chyba emocjonalne skrępowanie na całe szczęście powoli już mija, że gaśnie ‘zdobiący’ moją twarz rumieniec.

- Przepraszam... - Asia cicho wyszeptała.
            Czułem, jak mocno speszona jest tym, co się stało.
- Co tam... - odpowiedziałem starając się nadać głosowi jak najbardziej obojętny ton.
- Kurczę… - Joanna nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Może i trochę się zsunął... - chciałem ją uspokoić - Nic takiego przecież. Zdarza się czasem…
- Oferma ze mnie... - dziewczyna była mocno tym speszona.
- Nie przesadzaj. - spojrzałem na jej spodnie.
            Były zapięte i nic już nie mąciło cukierkowatego różu tych jej obcisłych spodni. Asia dostrzegła moje spojrzenie. Poczułem to, jak bardzo jest zdenerwowana.
- Kurczę… - drżącym głosem, w którym słychać było żal, jakieś chyba zawstydzenie powiedziała - Głupio, co?
   …głupio?… - zmagałem się, wręcz walczyłem ze sobą by złośliwie się teraz nie uśmiechnąć - …delikatnie powiedziane!…
- E tam. - lekceważąco wzruszyłem ramionami.
- Wiesz, bo ja… - Joanna pokręciła z niedowierzaniem głową - bo nie miałam pojęcia, że tak byle jak… że tak trochę może głupio wyglądam...
- Głupio? - spytałem bezmyślnie i uśmiechnąłem się nagle rozbawiony tym określeniem.



środa, 6 lipca 2005

strona 39

 



            Joanna patrząc uparcie na mnie skrzywiła się z niesmakiem. Chcąc mi może zrobić na złość nagle, zupełnie niespodziewanie całkiem odsunęła od siebie torebkę. Nie spuszczając ze mnie swego wzroku odsunęła i przesunęła ją w prawą stronę tak, że znów bez problemu każdy mógł dokładnie widzieć zamek jej spodni.
- No patrz się, patrz! - warknęła mocno teraz rozdrażniona - …gap się jakbyś zgubił tam coś!
   …patrz się… - jak zza ściany dotarły do mnie jej słowa - …bo ja cały czas się patrzę…
           
Zakręciło mi się w głowie. I choć znów czułem się podniecony, choć byłem zaintrygowany tym widokiem ale przecież jednak speszony jej słowami i tym co zrobiła, to oderwałem w nagłym popłochu wzrok od rozpiętych i co tu kryć, niezbyt niestety dobrze prezentujących się spodni Joanny.
   …mogłaby je zapiąć!… - nie miałem pojęcia dlaczego dziewczyna tego nie robi - …a nie ‘patrz się’!…
            Nie miałem pojęcia dlaczego, choć teraz wie już przecież o tym rozpiętym zamku idzie trzymając torebkę, ni to przed sobą, ni to z boku, idzie zwracając nią, uniesioną niezbyt przecież naturalnie na siebie uwagę tak, że wszyscy to widzą, że przecież muszą to widzieć. Idzie tak, jakby wręcz chciała by wszyscy to, by te jej rozpięte spodnie widzieli.
- Hahaha… - Joanna roześmiała się głośno, roześmiała się trochę sztucznie udając teraz niewątpliwie, że to co się stało ją bawi.
            Wpatrywałem się w płytki chodnikowe, ale widziałem jak Asia idąc cały czas tuż obok mnie opuściła w końcu tą zwracającą na nią uwagę torebkę. Opuściła ją i jakby całkiem nieświadomie, odruchowo poprawiła. Poprawiła jakby to właśnie ta torebka była teraz dla niej najważniejsza. Całkiem naturalnie wyglądającym ruchem swej prawej ręki przesunęła nieco paski przewieszonej przez prawe ramię i swobodnie teraz zwisającej torebki jakby nic godnego uwagi się nie działo.
            Kątem oka widziałem, że Joanna oparła na niej łokieć ręki a palcami schwyciła za paski, na których torebka była zawieszona. Kątem oka widziałem i coraz bardziej mnie to niepokoiło, że dziewczyna idzie sprawiając wrażenie, że nic nie robi sobie z tego rozpiętego zamka, że wcale nie ma zamiaru go zapinać, że ma zamiar cały czas właśnie tak iść. Iść dokładnie tak, jak szła już wcześniej, iść z rozpiętym do samego końca zamkiem tych obcisłych, kuszących wzrok delikatnym, wyróżniającym się w tłumie ludzi, bladym różem sztruksowych spodni.
   …cholera… - czułem, że zaczynam się coraz mocniej denerwować. Nie miałem pojęcia dlaczego Joanna to robi - …odbiło jej, czy co?...
            Bojąc się, że możemy w końcu spotkać kogoś znajomego, spotkać tu kogoś kto mnie zna, i że ktoś z moich znajomych, całkiem przypadkowo tędy przechodząc będzie widział rozpięty zamek idącej ze mną, idącej tak blisko mnie dziewczyny zacząłem zastanawiać się jak jej to powiedzieć. Jak mam jej powiedzieć, żeby zapięła sobie te cholerne, te tak fatalnie przecież wyglądające spodnie.



wtorek, 5 lipca 2005

strona 38

 



            Speszyłem się i opuściłem wzrok. Całkiem tego nie planując zatrzymałem go na wysokości rozpiętego ale zasłoniętego teraz torebką zamka Asi spodni.
- Pomyślałeś, że przyjemnie by było… - jęknęła jakbym swoimi słowami sprawił jej ból i spojrzała niespodziewanie właśnie tam, gdzie ja teraz, może i całkiem niepotrzebnie się patrzyłem.
- No… - bąknąłem czując, że coraz bardziej palę się już ze wstydu.
- Przyjemnie by było. - powtórzyła jeszcze raz i niewątpliwie zawiedziona westchnęła - …ech...
   … było by przyjemnie… - skrzywiłem usta z dezaprobatą - …a zrobiło się …nieprzyjemnie…
- Bo sama zaczęłaś… - próbowałem jakoś z tego wybrnąć - I tak sobie pomyślałem… tylko.
- Tylko? - zdziwiła się.
- No… - bąknąłem niezadowolony, że tak głupio się teraz odzywam.
   …lepiej byłoby nie odzywać się wcale… - nie miałem pojęcia jak to możliwe, że robiłem z siebie takiego idiotę.
            Joanna wpatrując się w torebkę, którą cały w ten nieco nienaturalny sposób przyciskała do spodni z niedowierzaniem pokręciła głową. Sprawiając wrażenie, że wciąż nie może w to uwierzyć odsunęła ją nieco od siebie i jakby sama zaskoczona tym, że zamek jednak jest rozpięty wpatrzyła się w te swoje, tak bardzo obcisłe spodnie.
   … o kurde… - czułem jak ta niewidoczna obręcz znów zaciska się na moim gardle.
            I znów widziałem ten jej nieszczęsny zamek. Choć przecież odsłonięty przez dziewczynę nie po to bym ja to widział, choć całkiem chyba przypadkowo odsłonięty sprawił, że moje podniecenie nabrało mocy.
   …bo gapię się tam, jak ten kretyn… - czując to, co się ze mną dzieje byłem zły, że to widzę, że tak dobrze widzę to, co i Joanna teraz widziała.
- Trochę jakby się rozpięły. - czując się znów tym widokiem mocno zaintrygowany wyrzuciłem z siebie bez zastanowienia.
- Trochę? - Joanna spytała zaskakującym i niezrozumiałym dla mnie tonem.
            Pomyślałem, że dziewczyna zaraz się roześmieje, że będzie się głośno śmiać. Nie wiedziałem tylko, czy ze mnie, czy może z tych swoich spodni, niezmiennie cały czas zaskakujących tak bezlitośnie rozpiętym zamkiem.
- No… - uparcie wpatrywałem się w ten rozpalający moje zmysły zamek.
   …dlaczego ona go nie zapnie?… - nie zrozumiałem, nie byłem w stanie to pojąć - …przecież dawno już powinna była to zrobić!…
- To chyba dlatego, że całą zimę nie zakładałam tych spodni... - Joanna odezwała się. Powiedziała to tak, jakby odgadła to, co ja teraz sobie pomyślałem. Zdawać by się mogło, że całkiem obojętnym głosem wypowiedziała to danie chcąc się może jakoś usprawiedliwić - i coś się z nimi stało ...jakby się zamek może zastał …albo co?
- Zastał się? - zdziwiłem się - Rozpiął się chyba.
- I co się tak patrzysz? - nagle spostrzegła, że cały czas patrzę na to nieszczęsne zapięcie jej spodni.
   …co ja tak patrzę!?… - zrobiło mi się głupio.



poniedziałek, 4 lipca 2005

strona 37

 



- Bo chciałbym cię… - wyrzuciłem gwałtownie i z pewnością zbyt głośno nagle, tylko na krótką chwilę nabierając odwagi ale niestety zbyt szybko, niemal od razu ją tracąc dokończyłem całkiem już nieśmiało - …pocałować.
   …o kurde… - zaniepokoiłem się, że było to zbyt śmiałe. Bałem się, że dziewczyna za to moje słowa może się na mnie obrazić.
- Co? - spytała zdziwionym, spytała wyraźnie zaskoczonym głosem szybko opuszczając swe duże oczy.
   …bo jak taki namolny natręt… - wiedziałem już, że to był błąd - …bo bredzę coś niepotrzebnie…
- No wiesz… - zrobiło mi się głupio ale mimo to, sam nie wiem dlaczego i po co mówiłem dalej - Chcę… może to zbyt śmiałe, ale… ale bardzo bym chciał cię… pocałować… tak wiesz…
- Bardzo byś chciał? - Joanna spytała rozchylając nieco szerzej, rozchylając celowo mnie może teraz kusząc swoje usta.
   …i co?… - serce mocniej mi zabiło - …spieprzyłem wszystko?…
- Tak pomyślałem tylko… - czułem, że niepotrzebnie to wszystko mówię, że teraz to już tylko ośmieszam się - wiesz…
   …bo jakbym nie mógł poczekać!… - byłem coraz bardziej zły na siebie - …bo pewnie trafiłaby się lepsza okazja  …by to powiedzieć?…
- No właśnie nie wiem. - dziewczyna westchnęła wciąż uśmiechając się z niepokojącym mnie zażenowaniem.
   …co mi odbiło?… - aż z niedowierzaniem okręciłem głową - …nigdy jeszcze nie zaproponowałem czegoś takiego dopiero co poznanej dziewczynie! …to było prymitywne …prostackie…
- Tak tylko pomyślałem… - czułem, że znów zaczyna mnie palić w gardle, że moje policzki nagle zrobiły się czerwone - Pomyślałem… od dawna już myślałem, że to byłoby takie przyjemne…
   …i dalej w to brnę!… - nie wierzyłem, że to powiedziałem.
- Przyjemne? - dziewczyna uśmiechała się ciepło, uśmiechała się wręcz beztrosko wciąż idąc tak blisko, wciąż idąc tuż obok mnie i może nie potrafiąc uwierzyć, że coś takiego powiedziałem pokręciła z dezaprobatą głową.

- No. - cicho przytaknąłem. Bąknąłem jakby z rozpędu, jakby już całkiem tracąc poczucie przyzwoitości.
- Jak każdy facet… - westchnęła.
   …jak każdy facet… - niczym echo odbiło mi się to wewnątrz mej głowy.
- Każdy? - zdziwiłem się.
- Tylko to się dla was liczy? - była wyraźnie zawiedziona - Od samego początku.
   …nie, no skąd!… - chciałem zaprzeczyć, chciałem to szybko wyjaśnić, usprawiedliwić się ale zaciąłem się, ale coś mnie zablokowało i nie potrafiłem odważyć się by coś, by cokolwiek teraz powiedzieć - …nie to jest dla mnie najważniejsze!…
- Hahaha… - Joanna głośno i radośnie się roześmiała - tylko to jest ważne i nic mi już więcej nie powiesz?
- No… - nie miałem pojęcia jak mam się teraz zachować - Bo tak sobie pomyślałem… że przyjemnie by było…
- Przyjemnie by było? - spytała z niedowierzaniem.
   …i wyszedłem na kretyna… - nie miałem pojęcia dlaczego tak się zachowałem, dlaczego to wszystko tak bezmyślnie powiedziałem.
- No… - jęknąłem zawiedziony.



niedziela, 3 lipca 2005

strona 36

 



            Dziewczyna zaintrygowana może tym zbyt długo już trwającym, moim milczeniem spojrzała na mnie. Katem oka widziałem, że spojrzała mi prosto w oczy. Spojrzała nieśmiało i patrzyła z wolna nabierając odwagi. Patrzyła na mnie ale widząc, że ja odwróciłem w jej stronę głowę, że znów patrzę na nią speszyła się i powoli opuściła głowę.
- Kurczę… - westchnęła z niedowierzaniem, westchnęła chyba jednak tym rozpiętym zamkiem speszona.
- E tam. - wzruszyłem lekceważąco głową.
   …zapnij zamek… - pomyślałem - …i będzie po problemie…
- Przepraszam… - zawstydzona, jedynie cicho powiedziała.
   …przepraszam?… - pytającym wzrokiem wpatrzyłem się w jej błękitno lazurowe oczy - …a zamek nadal jest rozpięty?…
            Choć czułem, że nie powinienem tego robić, choć cały czas coś mówiło mi, żebym nie patrzył tak uparcie w jej, wbite teraz w promenadę po której szliśmy oczy odezwałem się nabierając niespodziewanie odwagi.
- Chciałbym… - wyrzuciłem z siebie, ale jeszcze zanim zacząłem mówić poczułem, że nie powinienem tego robić i szybko urwałem nie kończąc zdania. Urwałem nie wypowiadając swej myśli do końca.
- Co? - dziewczyna zwolniła jakby chciała się zatrzymać i nieśmiało, choć jednak wciąż idąc w stronę zamykającej, zwieńczającej promenadę Latarni spojrzała mi w oczy.
            Szedłem tuż obok niej. Szedłem, nie zwracając już wcale uwagi na mijających nas ludzi jakby teraz jeszcze bliżej niej. Szedłem widząc jej zaczerwienione, wciąż intensywnie purpurowe policzki znów mając trudną do opanowania ochotę na to, by ją pocałować, by choćby tylko dotknąć wargami tak bardzo kuszącego mnie teraz tym właśnie rumieńcem policzka. Szedłem cały czas zachłannie wpatrując się w dziewczynę.
   …chciałbym pocałować się… - przymierzałem się do wypowiedzenia tego zdania na głos - …Asiu… Joanno… chciałbym cię …chciałbym cię pocałować…
- Nie… nic tam - jedynie tylko bąknąłem, i to dopiero po dłuższej chwili.
   …chciałbym pocałować cię… - słowa te wręcz już cisnęły się na moje usta.
            A ja szedłem, szedłem nic nie mówiąc i uparcie cały czas patrzyłem w jej oczy. Szedłem i widziałem pokryte różową szminką, kuszące jak świeżo zerwany owoc usta.
   …chciałbym pocałować cię… - ta myśl niezmiennie i uparcie cały czas wiła się w mojej głowie - …pocałować w te kuszące usta…
- No, ale co? - Joanna nagle, może widząc, może czując to, że coraz śmielej, że tak już zachłannie patrzę na nią uśmiechnęła się niepewnie.
- Hmm.. - chrząknąłem czując narastające zdenerwowanie - Nieważne…
- Ale, co nieważne? - nie dawała mi spokoju.
- Bo tak sobie pomyślałem… - zacząłem mówić i czując znów zawstydzenie, czując, że nie powinienem tego robić urwałem.
   …że chciałbym cię pocałować… - dokończyłem już jedynie w myślach.
- Że? - Joanna wyjątkowo ciepło, wręcz radośnie uśmiechnęła się do mnie.
            Czując nagle rozlewające się w moim sercu ciepło, które spowodował ten niespodziewany, choć tak bardzo szczery uśmiech poczułem, że powinienem, że muszę jednak powiedzieć to, co planowałem, choć z takim trudem mi przychodziło.



sobota, 2 lipca 2005

strona 35

 



- Całkiem rozpięty… - powiedziała to może tylko do siebie. Powiedziała na tyle jednak głośno, że usłyszałem to przecież.
   …całkiem rozpięty… - zadudniło mi w głowie. Szedłem i patrzyłem na idącą obok mnie dziewczynę nie wierząc, że dzieje się to naprawdę, że idąca obok mnie dziewczyna tym ‘całkiem rozpiętym’ zamkiem nie przejmuje się - …i nic z tym nie zrobi? ...i będzie tak iść?…
            Joanna uszła jeszcze kilka kroków znów dumnie wyprostowana, znów pewna siebie, choć jednak cały czas teraz mocno czerwona na twarzy i nagle, niespodziewanie, gwałtownym ruchem ręki przesunęła do przodu wiszącą, przewieszoną przez ramię torebkę chcąc nią zasłonić teraz te swoje, tak nieszczęśnie rozpięte spodnie.
            Szła ze znów uniesioną głową. Szła nic nie mówiąc. Szła cały czas niezmiennie, z takim samym natężeniem i w tym samym rytmie stukając obcasami. Szła zakrywając teraz rozpięty zamek swoich spodni trzymaną tak trochę nienaturalnie, z przodu przytkniętą do spodni torebką.
   …i co?… - zastanawiało mnie to, a też i niepokoiło - …i nic więcej z tym zamkiem nie zrobi?…
           
Czując, że całkiem niepotrzebnie powiedziałem dziewczynie o tym rozpiętym zamku, że cała ta chaotyczna rozmowa, te wszystkie moje nerwy, to idiotyczne piętrzenie problemów nie miało najmniejszego sensu i ja też nic już nie mówiłem. Opuściłem wzrok i wpatrzyłem się w kamienną mozaikę promenady.
   …udaje, że to nic takiego… - przyszło mi nagle na myśl - ...udaje, że nic się nie stało …ale na pewno jest jej głupio …i pewnie teraz to ona, tak jak ja wcześniej, pali się ze wstydu…
- Eee, mówiłem przecież... - czułem, że muszę coś powiedzieć ale nie miałem odwagi teraz spojrzeć na nią - że to nic takiego...
   …ona pali się ze wstydu …je się ze wstydu palę… - uśmiechnąłem się sarkastycznie - …a jej spodnie jak były rozpięte, tak i nadal cały czas rozpięte są…
            Uśmiechając się niezbyt szczerze pomyślałem sobie, właśnie teraz przyszło mi to na myśl, że dziewczyna z pewnością teraz już wie, że z pewnością domyśla się tego, co mną na początku kierowało. Wie już, że to ten rozpięty zamek a nie ona zwrócił moją uwagę. Byłem pewien, że obrazi się teraz na mnie. Coraz bardziej bałem się, że odejdzie, że powie mi coś przykrego, że nagle to wszystko, wszystko co, choć nie wierzyłem, że może to być możliwe żeby tak wyjątkowo zaczęło się układać, co już zaczęło mi się podobać pryśnie już za chwilę jak mydlana bańka.
   ...wszystko zaraz się skończy… - to mi teraz chciało się płakać - …wszystko zaraz diabli wezmą…
            Ale nie przysnęło. Nic się nie skończyło, niczego diabli nie wzięli a ona, Joanna, cały czas mnie tym zaskakując szła tuż obok mnie, szła trzymając przed sobą mocno przyciśniętą do spodni torebkę. Szła uparcie patrząc obojętnym wzrokiem przed siebie.
- No jasne, przecież to nic takiego.... - Joanna odezwała się. Powiedziała to tak cicho, jakby znów mówiła tylko sama do siebie.
            Joanna odezwała się, ja jednak nie odzywałem się. Szedłem w milczeniu chcąc ten stresujący mnie, a też i nieobojętny mym zmysłom temat jak najszybciej zamknąć.



piątek, 1 lipca 2005

strona 34

 



            Dziewczyna spojrzała w stronę plaży znajdującej się za barierą od strony morza zabezpieczającą promenadę. Spojrzała sprawiając wrażenie, że to właśnie tam szuka tego zamka, o którym ja mówiłem.
   …jasne …zamek z piasku… - z niedowierzaniem pokręciłem głową - …no nie wytrzymam już!…
- Zamek masz rozpięty. - wypaliłem niespodziewanie odzyskując kontrolę nad swoim głosem. Wypaliłem z całkiem nieplanowanym silnym wzburzeniem.
   …co ja się tak wydarłem?… - aż sam się tego despotycznego głosu przestraszyłem.
- …tak troszkę tylko. - chcąc złagodzić niezbyt miłe brzmienie mego głosu i zbyt stanowczy niewątpliwie ton dodałem o wiele już teraz ciszej. Dodałem, niemal tak jak chwilę wcześniej, cichym szeptem.
            Joanna spojrzała szybko schylając głowę i nieco się pochylając na swoje spodnie. Widziałem jak nagły, z razu nieśmiały ale gwałtownie nabierający na sile, czerwony, a po chwili wręcz purpurowy rumieniec zabarwił jej policzki. Szła przez chwilę pochylona i tak się wpatrywała w swoje spodnie jakby nie pojmowała jak to jest możliwe, że te różowe, te tak bardzo dopasowane, tak wręcz idealnie przylegające do jej figury sztruksy są rozpięte. Wpatrywała się w te, jedyne chyba takie, bo nigdy wcześniej u żadnej dziewczyny nie widziałem tak subtelnie różowych sztruksów nie wierząc, że to, co widzi jest możliwe.
- Kurczę... - dopiero po chwili, dopiero po kilku krokach uśmiechnęła się ironicznie a ja usłyszałem coś jakby nieśmiałe, ledwie wyczuwalne zażenowanie w jej głosie - Naprawdę.
   …naprawdę?… - zaskoczyło mnie to a jednocześnie aż cały zadrżałem, aż me ciało przeszył gwałtowny, choć na szczęście krótki skurcz mający swój początek w okolicach krocza, skurcz jeszcze mocniej rozpalający trawiące me podniecenie - …bo ja jaja sobie robię z niej? …bo to co powiedziałem, to miał być tylko jakiś głupi żart?…
- Troszkę tylko. - bezmyślnie, nie wiem który już raz to powiedziałem.
- Hahaha… - Joanna niespodziewanie głośno się roześmiała ale w tym śmiechu nie było radości a wyraźna konsternacja.
- Tak troszkę… - bąknąłem zaniepokojony niezbyt szczerym śmiechem dziewczyny.
- Ładne mi troszkę... - nagle przestała się śmiać, nagle uśmiech zginął z jej okraszonej rumieńcem wstydu twarzy a usta wykrzywił niepokojąco płaczliwy grymas.
   …zawstydziła się, a jednocześnie się śmieje?… - nie mogłem tego zrozumieć, wręcz nie mogłem pojąć jak to jest możliwe - …i zaraz się rozpłacze jeszcze?…
            Joanna walczyła ze łzami, walczyła by nie rozpłakać się teraz ale mimo to uparcie, cały czas patrzyła na zapięcie swoich spodni. Patrzyła idąc niezmiennie w tym samym tempie z widocznym w jej szklących się oczach, może zdziwieniem, a może i zdumieniem.
            Wyraźnie speszona szła z niedowierzaniem, jakby starając się nie dopuszczać do siebie myśli, że to w ogóle jest możliwe. Szła patrząc na rozpięty do samego końca, mocno rozchylony na boki zamek, nie wiem dlaczego nie zapinając go. Patrząc tak uśmiechnęła się nagle w całkiem specyficzny, błazeński sposób. Uśmiechnęła się zupełnie niespodziewanie rozpromieniona teraz, uśmiechnęła się jakby ten widok jej się mimo wszystko podobał, jakby to on tak ją ucieszył. Jakby przekornie sprawiał jej przyjemność.



czwartek, 30 czerwca 2005

strona 33




- Maciek... - Asia patrzyła na mnie uważnie - bo naprawdę to teraz nic już nie rozumiem...
   …skoro zacząłem mówić… - nie czułem kolan, nie czułem nóg, bałem się, że zaraz, że za chwilę się przewrócę - …po jaką cholerę zacząłem to mówić!?…
- Eee... w zasadzie to nic takiego, - widząc jej radośnie skrzące się do mnie oczy ocknąłem się, z wolna zaczynała powracać moja pewność siebie i powiedziałem odwzajemniając uśmiech Joanny - nic szczególnego, ale... ale te twoje spodnie... kurde… wiesz, bo…
- Spodnie? - przerwała mi.
- Spodnie. - powtórzyłam znów się gubiąc i znów z niechybnie ośmieszającym mnie trudem i zawstydzeniem powiedziałem te słowa, powiedziałem zaledwie część tego co chciałem powiedzieć - Bo masz chyba spodnie... no wiesz…
- No mam. - Joanna nadal sprawiała wrażenie, że nie domyślała się co chcę jej powiedzieć.
   …kpi sobie!?… - drgnąłem, nieco, nieznacznie się skuliłem jakbym właśnie dostał cios pięścią, na szczęście niezbyt silny prosto w żołądek - …to jakiś żart? …czy ona naprawdę jest taka niedomyślna?…
           
 Czując narastające przerażenie, czując że niczego już teraz nie rozumiem widziałem, że dziewczynę bawią już te moje, te tak chaotyczne i tak nieporadne słowa. Widziałem, że bawi ją to, z jakim trudem teraz do niej mówię.
            Szła tuż obok mnie taka zadowolona, taka wręcz szczęśliwa, tak tymi szeroko otwartymi oczami, tymi mrugającymi rozkosznie, osłaniającymi jej oczy rzęsami hipnotyzując mnie, intrygując mnie a zarazem kusząc, szła nic sobie nie robiąc z tego co powiedziałem, co próbowałem jej powiedzieć, że nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
   …muszę jej to bardziej dobitnie powiedzieć… - pomyślałem pożerając wzrokiem jej trzepoczące rzęsy - …skoro już zacząłem, to muszę to dokończyć… muszę definitywnie zamknąć już ten temat… muszę to zrobić teraz, bo drugi raz nie zdobędę się już na to…
- …wiesz, bo zameczek ci się tak troszkę, no wiesz... - odważyłem się w końcu to powiedzieć, odważyłem się wyrzucić to z siebie krzywiąc w całkiem niepotrzebnym grymasie zniesmaczenia usta, krzywiąc je przesadnie tak, jakbym ugryzł coś wyjątkowo niedobrego, coś wyjątkowo gorzkiego.
            Odważyłem się, ale dokładnie w tym momencie jak mówiłem moją przeponę sparaliżował gwałtowny skurcz i słowa utknęły mi w krtani.
- Co troszkę? - beztrosko spytała.
   …co ona taka niedomyślna? …kurde, no!… - nie wierzyłem, że dzieje się to naprawdę - …aż tak trudno jej pojąć, o czym mówię? …co próbuję jej powiedzieć?…
- Spodnie… - poruszyłem niemal całkiem bezdźwięcznie ustami. Poruszyłem nimi tak, jakbym zdradzał jej teraz szczególnie ważną i wręcz wysoce niebezpieczną tajemnicę  - …tak ci się troszkę, no wiesz …zameczek.
- Zameczek? - Joanna okazała się być wyjątkowo niedomyślna - …ale, co zameczek?



środa, 29 czerwca 2005

strona 32

 



            Zrozumiałem, że to co powiedziałem, choć przecież tego nie chciałem mogło zabrzmieć dwuznacznie, że dziewczyna mogła zrozumieć to całkiem inaczej. Niekorzystnie dla mnie. Speszyłem się jeszcze bardziej a ona uparcie, cały czas z tym niezrozumiałym, pewnym siebie uśmiechem na ustach szła wpatrując się we mnie.
   …czy ja popadam już w jakiś obłęd?... - zmroziło mnie nagle - …czy całkiem mi już odbiło?...
           
Robię problem z czegoś, co nie ma znaczenia. Robię problem, choć przecież żadnego problemu tu nie ma …dokładnie jak ten kretyn?
- Chciałem powiedzieć, bo tylko to miałem na myśli - walcząc z wciąż buntującym się głosem szybko sprostowałem - że chciałbym cię jeszcze kiedyś spotkać.
- Tylko to? - chyba była nieco zawiedziona moimi słowami.
- …bo tak pięknie dziś wyglądasz… - coś mnie nagle zaczęło ssać w dołku. Coś sprawiło, że znów zaschło mi w gardle.

- Pięknie? - nie pozwoliła mi dokończyć.
            Chrząknąłem próbując zapanować nad tą niespodziewaną niemocą. Chrząknąłem niezbyt głośno, dyskretnie, szybko wykorzystując to, że dziewczyna zadała mi właśnie pytanie.
   …chyba w takim chrząknięciu nie ma żadnej dwuznaczności?… - z niepokojem spojrzałem prosto w jej oczy.
- Pięknie… - zacząłem mówić, ale znów się pogubiłem - W ogóle jesteś piękna... wyjątkowo nawet… taka śliczna blondyneczka…
 - I? - Joanna spytała patrząc wyczekująco na mnie.
- I nawet ten mały szczegół dodaje ci uroku. - nagle nabierając odwagi wypaliłem jednym tchem - …szczególnego uroku.
- Szczegół? - w jej głosie zabrzmiało zdziwienie - Jaki szczegół?
- Asiu… przepraszam, że to mówię... - myślałem, że ze wstydu zapadnę się teraz pod ziemię - wiesz, ale chyba…
            Nagle, nie wiem który to już dzisiaj raz nie potrafiąc poradzić sobie z emocjami urwałem. Zamilkłem nie mogąc się zmusić, by dokończyć to, co zacząłem mówić.
- Ale chyba? - uważnie patrząc na mnie powtórzyła moje ostatnie słowa.
- Bo chyba… - zachrypiałem czując znów ten uniemożliwiający mi mówienie ucisk gdzieś tam wewnątrz gardła, gdzieś tak chyba w mojej krtani.
- Co chyba? - spytała zdziwiona nawet nie domyślając się co mam na myśli.
            I znów mnie coś zablokowało. Znów nie wiedziałem jak mam to zrobić, jak mam jej to powiedzieć. Zupełnie tego nie planując spojrzałem na rozpięte spodnie Joanny i widząc jej białe, okryte rajstopami majtki poczułem, że znów zaczyna mnie mulić, że robi mi się niedobrze.
   …i co ja mam teraz zrobić?… - czułem jak wzbiera we mnie lęk, jak potęguje się uczucie paniki - …skoro zacząłem już mówić?…
            Jakby tego było jeszcze zbyt mało poczułem znów, że mój członek niczym sparaliżowany, niczym porażony niewyobrażalnym skurczem sterczy sprawiając, że czuję się i tym też skrępowany. Speszony i zawstydzony, wręcz przestraszony tym co się ze mną dzieje, tym, że właśnie tam, na rozpięte spodnie Joanny patrzę, że widzę to wszystko co sprawia to moje pobudzenie, że widzę to, co niewątpliwie wszyscy idący promenadą widzą przeniosłem wzrok wyżej i wpatrzyłem się przepraszającym wzrokiem w jej oczy.



wtorek, 28 czerwca 2005

strona 31

 



            Nie wiedząc jak mam powiedzieć, ‘tak po prostu’ to, co nie dawało mi przecież spokoju, co sprawiało, że zachowywałem się tak głupkowato chrząknąłem zbyt może głośno i przesadnie. Chrząknąłem chcąc może dać jej do zrozumienia, że coś jest nie tak. Chrząknąłem, bo nadal nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo mnie ten jej rozpięty zamek peszy. Nie miałem pojęcia dlaczego z tego właśnie powodu zacząłem zachowywać się jak ten kretyn.
   …kretyn! …jasne… - pokiwałem ironicznie głową - …matka zawsze mi powtarzała, że jestem kretyn!…
           
Dlaczego ja, tak po prostu nie potrafię powiedzieć jej spokojnym, obojętnym głosem żeby zapięła sobie spodnie? Dlaczego nie potrafię jej po prostu powiedzieć ‘zapnij spodnie’ nie robiąc z tego jakiegoś wyjątkowego wydarzenia?
   …muszę zdobyć się …muszę odważyć się i powiedzieć jej o tych rozpiętych spodniach …muszę to zrobić tak, jakby w tym jej rozpiętym zamku nie było nic szczególnego …nic aż tak mnie podniecającego …rozpalającego me zmysły do białości…  - postanowiłem -  …muszę powiedzieć to tak, jakby nie było w tym co widzę …w tym co przecież wszyscy widzą nic, co by mogło mnie razić …muszę przecież powiedzieć jej to …muszę wyrzucić to z siebie i mieć w końcu spokój…
- Pięknie wyglądasz… - nie potrafiąc opanować swego gardła powtórzyłem stanowczo zbyt cicho, powtórzyłem nienaturalnie matowym, stłumionym i charczącym głosem - tak zjawiskowo…
   …nieziemskie zjawisko… - sarkastycznie się uśmiechnąłem - …różowe, sztruksowe, i do tego rozpięte …spodnie…
- Zjawiskowo? - Joanna jednak, choć już w to zwątpiłem usłyszała mnie - Nie przesadzaj, chyba normalnie wyglądam.
- Naprawdę... - brnąłem dalej rumieniąc się i gorączkowo szukając jakiegoś pomysłu, żeby mimo wszystko zakończyć już ten temat - takich sztruksowych spodni, w takim radosnym kolorze, to ja jeszcze nie widziałem.
- Jeszcze nie widziałeś? - drwiąco pokiwała głową.
   …ośmieszam się… kompromituję… - wiedziałem, że tak jest a jednak nie potrafiłem nad tym zapanować.
- Naprawdę. - spiesznie ją zapewniłem. Nie panując nad tym, co robię spojrzałem na te różowe, tak przecież ślicznie wyglądające spodnie, ślicznie gdyby nie rozpięty, gdyby nie tak fatalnie rozpięty zamek i znów porażony wstydem bzdurnie bąknąłem - Nawet nie wiesz jak ja… jak mi…
- I to mi chciałeś powiedzieć? - spytała gdy umilkłem nie mogąc znaleźć właściwych słów.
- Nie… - nerwowo pokręciłem głową i spojrzałem na idącą obok mnie dziewczynę, spojrzałem jej w oczy nie rozumiejąc co się ze mną dzieje, nie rozumiejąc dlaczego coś nie pozwala mi dokończyć tego, co choć z takim trudem, to jednak zacząłem już mówić.
- Mówiłeś, że chciałbyś mnie… - Joanna patrzyła na mnie uśmiechając się cały czas uroczo, patrzyła bawiąc się bez wątpienia tym moim speszeniem, tym moim infantylnym zagubieniem.
- Bo chciałbym cię… - nagle całkiem się już pogubiłem.
- Maciek? - w głosie Joanna czuć było naganę. Wyczułem w nim delikatne, choć chyba jednak stanowcze upomnienie.



poniedziałek, 27 czerwca 2005

strona 30

 



- …że bym chciał? - czułem, że ze wstydu za chwilę zemdleje.
   …co je wygaduję? …o czym ja bredzę? …że chciałbym ją?… - pogubiłem się, nie pamiętałem, co chwilę wcześniej mówiłem. Jednocześnie coraz bardziej irytowało mnie to, że nie potrafię poradzić sobie z emocjami. Irytowało mnie, że choć tak bardzo jestem teraz speszony, to przecież jestem też i mocno podniecony, wręcz nieziemsko podniecony. Czułem, że może ta nagła, ta niespodziewana burza zmysłów jest przyczyną tego zagubienia, że to te, palące mnie żądze peszą mnie, że to może przez to kretyńskie podniecenie zachowuję się w całkiem niezrozumiały, nigdy wcześniej nie kompromitujący mnie tak sposób - …nie wiem co się ze mną dzieje …nie wiem dlaczego nie potrafię się zachować …to co teraz robię, to jest przecież kompletna porażka!…
- Powiedziałeś przed chwilą, ‘bo tak bardzo bym cię chciał’. - ta zniewalająca me zmysły dziewczyna uparcie wpatrywała się we mnie.
   …tak bardzo bym cię chciał?… - nie wierzyłem, że coś takiego jej powiedziałem - …odbiło mi?…
- No. - bąknąłem bezmyślnie. Płonąc ze wstydu opuściłem oczy i z uwagą wpatrywałem się w deptak, którym szliśmy jakby to tam, pomiędzy chodnikowymi płytkami znajdowała się odpowiedź na pytanie Joanny.
   …nigdy wcześniej nikomu …żadnej dziewczynie …po pół godzinie znajomości czegoś takiego nie powiedziałem!… - miałem ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię - …rozum całkiem mi już odjęło?…
- A co byś chciał? - spytała nic zapewne już nie rozumiejąc z mojej nieporadnej odzywki. Nie potrafiąc nic zrozumieć z tego, co tak chaotycznie próbowałem mówić. Spytała z pewnością bawiąc się teraz moim zagubieniem.
   …kpi sobie… - czułem zaciskającą się na moim gardle obręcz - …drwi ze mnie… sam to sprowokowałem… sam sobie jestem tego winien…
- Daj spokój… - czułem się całkiem bezradny.
- A czemu? - Joanna uparcie nie dawała mi spokoju - Powiedz mi, co tak bardzo chciałeś.
   …co ja chciałem?… - miałem kompletną pustkę w głowie. Jej piękne, błękitne oczy odbierały mi nawet już i te marne resztki rozumu, które jeszcze mi zostały - …co ja mogłem od niej chcieć?…

- Pięknie wyglądasz... - resztką sił, uparcie patrząc pod swoje nogi cicho, z wielkim trudem wychrypiałem.
            Powiedziałem to tak cicho, że zaraz, gdy tylko skończyłem mówić pomyślałem, że Joanna mnie nie usłyszała.
   …i całe szczęście, że mnie usłyszała… - poczułem nieznaczną ulgę.
            Nieco mi ulżyło, choć wiedziałem, że powiedziałem to głupio się przy tym uśmiechając. Wciąż głupio się uśmiechałem, bo wciąż nie miałem pojęcia jak mam jej delikatnie powiedzieć to, co przecież chciałem powiedzieć, to co tak nieporadnie i nieskładnie, nawet nie dukałem. Pojęcia nie miałem jak mam powiedzieć, żeby nie zrazić dziewczyny do siebie, żeby nie zepsuć jej humoru, żeby samemu przy tym nie wyjść na idiotę, że ma rozpięty zamek.
   …może po prostu powiem to …powiem, jakby to nie było nic dziwnego ...jakby nie miało to dla mnie żadnego znaczenie…  - starałem wziąć się w garść - …powiem, nie robiąc z tego aż takiego problemu …i w końcu będę miał to za sobą…



niedziela, 26 czerwca 2005

strona 29

 



            Szedłem powoli, szedłem na chwiejnych, odmawiających mi posłuszeństwa nogach tak wolno, jak wolno szła teraz, tuż obok mnie Joanna. Szedłem zadowolony, że nie idziemy szybciej, bo mógłbym nie podołać, mógłbym nie nadążyć za nią. Szedłem nic logicznego nie mówiąc. Nie mogłem zrozumieć, choć wcale nad tym się nie zastanawiałem, dlaczego jest tu tak dużo ludzi, dlaczego ten nasz spacer tak długo trwa, dlaczego jeszcze tak daleko jest do końca tego cholernego deptaka i dlaczego latarnia, do której idziemy jest wciąż jeszcze tak daleko.
   …ona pod spodniami ma rajstopy… - choć tego nie widziałem już teraz, choć teraz nie patrzyłem tam, ta myśl cały czas nie dawała mi spokoju, cały czas rozpalała moje zmysły - …ma na sobie cienkie… cieliste rajstopy!…
            Szedłem nic nie mówiąc a jedynie gorączkowo myśląc, próbując myśleć, co mam zrobić. Szedłem starając się skupić nad tym, jak mam się zachować, jak powinienem teraz postąpić.
   …nie mogę przecież uparcie udawać, że o niczym nie wiem… - myślałem strwożony - …przecież tam, w latarni też będzie sporo ludzi… tam też będą patrzeć na nią… będą widzieć te jej rozpięte spodnie… i te rajstopy! …będą widzieć te jej białe majtki …będą widzieć to co ma na sobie pod spodem …będą się z nas śmiać! ...będą się z niej …i ze mnie śmiać…
           
Spojrzałem bezradnie na idącą tuż obok mnie dziewczynę. Spojrzałem mimo woli widząc znów ten zatrważający mnie, ten tak obrzydliwie, całkiem rozpięty zamek. Widziałem też, że Joanna szła beztrosko uśmiechnięta, szła zdawałoby się, że zadowolona z siebie. Szła z dumnie uniesioną głową patrząc tymi dużymi, błękitnymi oczami radośnie to na mnie, to przed siebie. Szła patrząc na mijających nas ludzi. Szła z uśmiechem na ustach cały czas niezmiennie niczego się nie domyślając.
    …a jak będzie teraz szedł… albo tam, w latarni będzie ktoś z moich znajomych?... - przyszło mi nagle na myśl i z przerażeniem spojrzałem na idących ludzi bojąc się, że już teraz może tu być kogoś, kto mnie zna.
            Szedłem z coraz większym lękiem patrząc na idących w przeciwnym kierunku niż my ludzi. Szedłem coraz bardziej lękliwie wpatrując się w ich twarze.
   …nie, no tak się nie da… - bezwiednie przecząco pokręciłem głową. Pokręciłem tak sugestywnie, jakbym sam się utwierdzał w tej myśli - …bo nabawię się zaraz jakiejś mani prześladowanej …albo jakichś stanów lękowych…
- Dlaczego nic nie mówisz? - Joanna spytała przerywając tą, z pewnością zbyt już długo trwającą ciszę, spytała gdy już miałem się odezwać i choć nie wiedziałem wciąż jeszcze jak to zrobić chciałem powiedzieć jej o tych niepokojących mnie spodniach.
- Ja? - z trudem dobywając z siebie głos spytałem przerażony, że jednak będę musiał coś powiedzieć.
   …muszę jej jakoś to powiedzieć …im prędzej to zrobię …im prędzej będę miał to za sobą, tym lepiej… - podjąłem nagle decyzję - …muszę to zrobić teraz …muszę jej powiedzieć, że ma rozpięte spodnie…
- A co, ja? - Joanna zdziwiona moim milczeniem, zdziwiona tym moim dziwnym onieśmieleniem uważnie spojrzała na mnie.
- No właśnie… - zająknąłem się. Doskwierający mi ból gardła stawał się już nie do zniesienia - Bo chciałbym ci coś może powiedzieć…
- …że tak bardzo byś mnie chciał? - przerwała mi, weszła mi w słowo i figlarnie wysunęła koniuszek języka.



sobota, 25 czerwca 2005

strona 28

 



            Szliśmy chwilę w milczeniu. Szliśmy, a mi wydawało się, że ten nasz spacer trwa teraz wieki, że wszyscy patrzą, że natrętnie gapią się na nas i widzą ten rozpięty, rozsunięty tak zaskakująco, można by nawet powiedzieć, że paskudnie rozwalony zamek idącej ze mną, idącej obok mnie, ocierającej się niemal o mnie, tak jednoznacznie przecież idącej właśnie ze mną tej, jakby i mojej dziewczyny.
   …muszę coś wymyślić… - szukałem rozpaczliwie jakiegoś pomysłu i nagle przyszło mi na myśl - …może powiem jej, że mam jakąś ważną sprawę do załatwienia? …powiem, że właśnie sobie o tym przypomniałem i szybko stąd odejdę? …i ucieknę? …i zostawię ją tu, z tym rozpiętym zamkiem samą?...
- Asiu… - już miałem to powiedzieć, już miałem odejść ale pomyślałem, że przecież wszystko stracę, że na pewno więcej już nie spotkam tej dziewczyny.
   …tak chciałem schwycić ją za rękę… - pomyślałem z żalem - …tak przecież chciałem pocałować ją w usta…
            Odejdę i będę tego żałował… i nigdy sobie nie wybaczę, że w tak głupi sposób stchórzyłem. Odejdę i nigdy jej nie pocałuję, nigdy nie będę trzymać jej ręki!
- Tak? - jej cichy, zaskakująco spokojny głos sprawił, że aż zadrżałem z wrażenia.
   …nie no… to przecież nie ma sensu… nie można chyba tak po prostu stąd odejść… uciec... muszę jej to jakoś powiedzieć… - czułem, że wstydzę się za nią. Czułem, że moje policzki pali już silnie dokuczający mi, mocno peszący mnie ogień, że okrywa je z każdą chwilą coraz bardziej intensywny, przez wszystkich już bez wątpienia widoczny rumieniec - …muszę jej powiedzieć, że ma rozpięty zamek… muszę, bo przecież wszyscy gapią się na te jej cholerne spodnie… muszę, bo gapią się uśmiechając się, śmiejąc się z niej… śmiejąc się ironicznie z nas...
- Chciałbyś? - dziewczyna spytała poprawiając odruchowo swoją, przewieszoną przez ramię torebkę. Nieco zwolniła, przystanęła by zrównać się ze mną, nieco nawet odwróciła się w moją stronę.
   …popraw ten cholerny zamek… - przemknęło mi przez myśl, przemknęło jakbym chciał jej to podświadomie, bez słów przekazać - …dupa tam z torebką!…
            Nie miałem pojęcia o czym Joanna teraz mówi. Nie pojmowałem sensu wypowiadanych przez nią słów. Świadomość tego, że idąca obok mnie dziewczyna ma rozpięte spodnie, że tak bardzo rzuca się to w oczy, że na pewno wszyscy widzą to, że ma na sobie białe majtki obezwładniała mnie, odbierała mi zdolność do jakiegokolwiek myślenia.
            Odruchowo, całkiem tego nie chcąc, zupełne nie mając takiego zamiaru, chęci by tam patrzeć spojrzałem na to szczególne miejsce. Spojrzałem, od razu spostrzegając te tak dobrze widoczne, okrywające jej białe majtki, skrzące się w świecącym dzisiaj słońcu cieliste rajstopy.
   …ma na sobie cieliste rajstopy… - poczułem, że zrobiło mi się gorąco. Nie poczułem jednak, że widok ten jeszcze bardziej wzmógł trawiące mnie, wręcz już teraz palące mnie żądze - …ma pod spodniami rajstopy!…
- No. - bąknąłem obojętnie. Bąknąłem cały czas czując jak ze wstydu palą mnie policzki.



piątek, 24 czerwca 2005

strona 27

 



            I znów miałem ochotę uciec. Miałem ochotę odwrócić się, zostawić Joannę samą, jak tam, przed sklepikiem z pamiątkami i nie potrafiąc poradzić sobie z emocjami odejść nie mówiąc ani słowa na swoje usprawiedliwienie.
   …dziesięć …jedenaście …no bo jak ja mam jej to powiedzieć?... - zaczynałem wpadać w panikę - …dwanaście …Asiu, masz rozpięty zamek? …trzynaście …czternaście …Asiu, majtki ci widać? ...piętnaście …szesnaście …a może, Asiu rozporek masz rozwalony?...
- Słucham? - Joanna spytała tak niespodziewanie, że aż drgnąłem przeszyty na wskroś strachem.
- Siedemnaście. - czując jak bardzo pali mnie już wyschnięte nagle na wiór gardło powiedziałem bezmyślnie.
- Co siedemnaście? - spytała cicho i tak łagodnym głosem, że aż tym zaskoczony spojrzałem na nią.
- Tyle tu dzisiaj ludzi… - pokonując ten nigdy wcześniej nie dokuczający mi bunt mego głosu wycharczałem i mocno już speszony opuściłem niemal od razu głowę - Widzisz to?
- No. - odpowiedziała i jak mi się zdawało, jak zbyt dobrze to przecież czułem zaczęła iść jeszcze bliżej mnie.
- Co siedemnaście? - nie dawało jej to spokoju.
- Siedemnaście? - speszony, zdziwiony, zawstydzony, a przecież i cały czas też niepotrzebnie mocno podniecony, coraz mocniej targany obudzonymi tak nagle instynktami niemal zapiałem zmienionym głosem.
   …to przez ten nie opuszczający mnie skurcz… - byłem zły, byłem wręcz już wściekły na siebie - …to przez to wkurzające mnie… żeby nie określić tego bardziej soczyście… to przez to cholerne porażenie mych mięśni krtani…
- Powiedziałeś …siedemnaście. - niewątpliwie Joannę to zaintrygowało.
- Tak? - jęknąłem i z trudem odchrząknąłem nie mając pojęcia co mam powiedzieć.
   …mam powiedzieć, że liczyłem płytki?... - denerwowało mnie to coraz mocniej - …jak jakiś idiota?...
- Maciek… - wpatrzyła się we mnie - No powiedz, co to znaczy …to jakieś, siedemnaście.
   …siedemnaście… siedemnaście… - niezmiennie nie wiedziałem co mam powiedzieć - …siedemnaście masz lat?…
- Zgadywałem ile masz lat. - nagle wpadając na taki pomysł wyrzuciłem z siebie pokonując płonący już w moim przełyku ogień.
- Hahaha… - dziewczyna roześmiała się beztrosko, ciepło i serdecznie, roześmiała się niewątpliwie rozbawiona tym co powiedziałem.
- Nie? - i znów ta kompletna pustka w głowie sprawiała, że czułem się nieporadnie.
- Nie. - odpowiedziała krótko.
- Bo nie trzeba pytać o wiek… - wyszeptałem.
   …o nie! …nie, nic nie będę mówić …nie powiem jej tego, że ma rozpięty zamek… - nagle podjąłem taką decyzję - …może sama w końcu się domyśli, że coś jest nie tak …może jednak zauważy, że wszyscy się na nią gapią i zapnie te swoje …te, tak nachalnie …te w wyjątkowo niecny sposób kuszące wzrok, obcisłe spodnie?...



czwartek, 23 czerwca 2005

strona 26

 



            Nie chciałem tam, na rozpięty zamek spodni Joanny patrzeć czując jak od tego widoku robi mi się słabo, jak coś zaciska mi się na gardle, jak zaczyna mnie w żołądku mulić ale przecież widziałem te jej obcisłe, te kuszące wzrok urzekającym, bladoróżowym kolorem spodnie. Spodnie z tak modnego ostatnio sztruksu.
   …wszyscy to widzą …muszą to przecież widzieć… - zawstydzony nie miałem już teraz odwagi patrzeć na idących z naprzeciwka ludzi - …i widzą mnie z nią…
           
Widzą rozpięte spodnie Joanny, widzą jej białe majtki i widzą, że to dziewczyna, która jest ze mną, która idzie obok mnie. Widzą i myślą, że to moja dziewczyna!
   …jak ja mogłem o tym zapomnieć?... - zgłupiałem nie wiedząc co powinienem teraz zrobić - …jak mogłem zapomnieć o jej rozpiętych spodniach?...
           
Szedłem tak dłuższą chwilę w milczeniu. Szedłem nieco, o krok, może o pół kroku za Joanną. Szedłem czując znów to idiotyczne, akurat teraz trzymające mnie podniecenie nagle, z trudem nadążając za wolno przecież idącą dziewczyną. Szedłem czując, że palę się ze wstydu.
   …idę jak ten kretyn… - byłem pewien, że wszyscy patrzą teraz na mnie, że się ze mnie śmieją - …i wyglądam jak kretyn…
           
Szedłem starając się coś sensownego wymyślić ale niestety miałem znów tylko tą przerażającą, nękającą mnie dzisiaj tak uparcie, kompletną pustkę w głowie.
   …a może udawać, że nie widzę tego zamka?... - pomyślałem - …może mam udawać, że nic nie wiem?...
           
Nieśmiało spojrzałem na mijających nas ludzi. Nie ulegało wątpliwości, że jak na złość chyba wszyscy to widzą. Wszyscy patrzą i widzą rozpięte spodnie Joanny a ona jakoś tych patrzących na nią oczu nie dostrzega. Jakoś niczego się nawet nie domyśla.
   …a jak będzie szedł ktoś znajomy?... - ta myśl przeraziła mnie - …jak będzie szedł ktoś, kto mnie zna?...
- Asia… - w końcu cicho, czując się całkiem już zagubiony szepnąłem ale od razu urwałem bezradnie.
   …co ja robię?... po co chcę coś mówić?... - spanikowany i całkiem już zagubiony pomyślałem uparcie patrząc palony wstydem na płytki deptaka, którym szliśmy - …a może najlepiej nic nie robić? …nic nie mówić? ...może najlepiej, po prostu milczeć?...
           
Dudniło mi w głowie. Gwałtownie pulsowały skronie. Łomotało nagle pracujące z wyjątkowym mozołem serce. Szedłem wpatrując się w chodnikowe płytki i bezmyślnie, siłą się do tego zmuszając liczyłem je.
   …jeden …dwa …trzy …może jednak udawać, że po prostu tego nie zauważyłem? ...cztery …pięć …że nie widzę…  - wciąż nie mogłem się zdecydować, wciąż nie wiedziałem, co mam zrobić -  …sześć …siedem ...może lepiej będzie udawać, że o niczym nie wiem? ...osiem …dziewięć…



środa, 22 czerwca 2005

strona 25

 



            Patrząca na Asię, obca jednak jej dziewczyna wyrzuciła z siebie ten mocno przeciągnięty okrzyk przesadnie głośno i zaskakująco nienaturalnie. Odchyliła do tyłu głowę i całkiem niespodziewanie głośno się roześmiała.
   …pogięło ją, czy co?… - przechodząc środkiem, pomiędzy nami otarła się o mnie - …bo mało tu miejsca? …i trzeba się tak arogancko rozpychać?…
- Hahaha… - błazeński śmiech tej jednak obcej dziewczyny zadudnił mi w uszach.
            Nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Już chciałem to w jakiś ironiczny, może i w złośliwy sposób skomentować. Chciałem coś uszczypliwego głośno powiedzieć widząc jak ona, będąc jeszcze o krok przed nami, jeszcze wtedy głośno się śmiejąc pochyliła się nagle w stronę idącego z nią chłopaka.

- Seba, widzisz to? - przestając się śmiać spytała tak głośno, że tak wyraźnie ją usłyszałem jakby mówiła to do mnie. Zapytała, wręcz ryknęła tym pytaniem i znów, w ten drażniący sposób się roześmiała - Hahaha!...
   …ja pierdzielę!… - drgnąłem, nagle przerażony chyba aż zbladłem - …osz kurde!…
            Poczułem, że miękną pode mną nogi bo nagle z przerażeniem przypomniałem sobie, że Asia, gdy tylko, jeszcze w parku ją spostrzegłem, i wtedy, gdy widziałem ją stojącą przed sklepikiem z pamiątkami miała przecież w swoich, w tych obcisłych, różowych spodniach tak szkaradnie wyglądający, tak kompromitująco rozpięty zamek.
   …nie zapinała go przecież… - poczułem stalową, zaciskającą się na moim gardle obręcz - …nie widziałem by to robiła…
            Miała rozpięty zamek, i nie ulega to chyba wątpliwości, że wciąż rozpięty ma. Widziałem przecież ten tak koszmarnie wyglądający rozporek z całą pewnością. Przecież zauważyłem to od razu …od razu jak tylko spostrzegłem ją idącą aleją.
   …o nie!… - miałem teraz wszystko to przed oczami.
            Oczami wyobraźni widziałem idącą Joannę. Widziałem ją gdy była jeszcze daleko ode mnie …widziałem ją idącą tą prowadzącą przez sam środek uzdrowiska, pełną ludzi ulicą. Przecież widziałem ten jej rozpięty zamek, i w sklepiku z pamiątkami, i jak stała bokiem do mnie na alejce, gdy z niego wyszła. Widziałem to, ale nie widziałem przecież, żeby ten cholerny zamek zapinała.
   …ja ją spostrzegłem?... - zażenowany z niesmakiem pokręciłem głową i uśmiechnąłem się ironicznie - …ja ją widziałem?…
            Przecież to nie ją, nie Joannę zobaczyłem a ten rozsunięty zamek. Nie zachwyciła mnie uroda dziewczyny, piękno jej twarzy, kusząca wzrok sylwetka czy anielskie blond włosy tylko rozporek jej spodni! Ten siłą rzucający się w oczy rozpięty zamek. Ten brutalnie rzucający się bez wątpienia nie tylko mi zamek.
   …czy zamek jej spodni na pewno jest rozpięty?... - nie mogąc uwierzyć, nie będąc pewien, czy to jednak jest prawda, czy może coś tylko sobie ubzdurałem spojrzałem na zapięcie jej spodni.
            Coś mnie mocno ścisnęło w dołku. Niespodziewany skurcz sprawił, że aż się pochyliłem jakbym dostał nagle porażający mnie cios w sam środek brzucha. Niespodziewany i porażająco dokuczliwy skurcz sprawił, że z trudem, nie mogąc utrzymać równowagi szedłem niepewnie, coraz mniej żwawo stawiając kolejne kroki.
   …taka śliczna dziewczyna… - przerażony myślałem cały czas zmagając się z paraliżującym mnie zniesmaczenie. Byłem przerażony i nie miałem pojęcia jak mam się teraz zachować.



wtorek, 21 czerwca 2005

strona 24

 



            Wpatrywałem się w nich obojętnym, nieco niechętnym im wzrokiem. Po kilku, może kilkunastu krokach, które przeszedłem u boku tej atrakcyjnej dziewczyny spostrzegłem zbliżającą się do nas parę obcych mi ludzi. Szli trzymając się za ręce.
   …a ja nie trzymam Joanny za rękę… - wpatrzyłem się w ich splecione ze sobą dłonie.
            Idąca na wprost nas para była, podobnie jak i my, jak ja i Joanna nieco inaczej niż cała reszta, wyjątkowo wiosennie, nieco może zbyt lekko jak na początek kwietnia ubrani. Patrzyłem na nich zupełnie obojętnie.
   …i kto tu sunie jak czołg?… - uśmiechnąłem się drwiąco. Uśmiechnąłem się, bo oni szli prosto na nas, szli jakby nas tu nie było - …zaraz na nas wlezą …zaraz nas stratują!…
            Nagle moją uwagę zwróciło to, że idąca z naprzeciwka dziewczyna przygląda się Asi z dziwnym, zaskakująco nienaturalnym, siłą wręcz rzucającym się w oczy uśmiechem na twarzy.
   …i co się tak gapi?… - butnie patrzyłem prosto w jej oczy - …bo spotkała kogoś ładniejszego od niej? …bo nie ma zamiaru zejść nam z drogi?…
           
Uśmiechnąłem się do niej przesadnie życzliwie. Uśmiechnąłem się cały czas widząc ten jej zaskakująco nienaturalny, nieco może i głupkowaty uśmiech. Uśmiechnąłem się będąc przecież taki szczęśliwy, będąc dumny, że idę teraz z Joanną, że idę tu, nadmorskim bulwarem, że widzi to ona i pewnie dlatego z zazdrością się uśmiecha. Uśmiechałem się dumny i szczęśliwy, że wszyscy widzą mnie idącego z Joanną.
            Joanna odsunęła się. Zrobiła miejsce, by oni mogli przejść pomiędzy nami. Odsunęła się unikając w ten sposób zderzenia się z nimi.
   …co za bezczelność… - i ja też, choć wyjątkowo niechętnie zszedłem im z drogi - …co za tupet!…
            Mijając nas, a w zasadzie to będąc jeszcze o kilkanaście kroków przed nami ta obca mi, ta tak natrętnie patrząca na nas dziewczyna szeroko otworzyła usta i w komiczny sposób wybałuszyła oczy robiąc przy tym dziwną, nienaturalną minę. Zrobiła minę mającą niewątpliwie wyrazić jej niespodziewane zdumienie. Zaskoczony tym co się teraz działo zacząłem się jej z jeszcze większą uwagą przyglądać.
   …to jakaś znajoma Aśki?… - pomyślałem nieco życzliwiej uśmiechając się teraz do niej - …znają się? …zaraz się zatrzymają i zaczną rozmawiać?…
            Ta patrząca na nas, patrząca może jednak głównie na Asię wbitym w nią przesadnie nienaturalnie wyrazistym wzrokiem dziewczyna zaintrygowała mnie. Skupiała nagle na sobie całą moją uwagę. Coraz bardziej intrygowała mnie i mimiką twarzy i tym, że uśmiechała się w tak nienaturalny sposób.
- Woooow! - będąc już blisko nas, mijając już nas i jednak nie zatrzymując się, nie witając się z Joanną jak z kimś znajomym powiedziała błazeńsko rozbawionym głosem.
   …nie znają się… - trochę mnie to zaskoczyło - …to po co ta cała maskarada?…



poniedziałek, 20 czerwca 2005

strona 23




- To twój ostatni spacer? - spytałem bojąc się, że nie zapanuję nad sobą i zaraz naprawdę to zrobię.
            Bałem się, że tu, pośród tylu obcych mi ludzi, pośrodku nadmorskiego deptaka pocałuję tą intrygującą dziewczynę podobającą mi się z każdą chwilą coraz bardziej ale wciąż jeszcze tak zaskakująco porażającą mnie swoją obecnością, odbierającą mi swobodę ruchów i zachowań, blokującą zdolność do normalnego myślenia.
            Nie potrafiłem się powstrzymać i spojrzałem na nią. I znów uparcie patrzyłem na idącą tak blisko, że niemal mnie dotykała, że prawie ocierała się o mnie Joannę a ona uważnie patrzyła swoimi dużymi, lśniącymi teraz niebiańskim blaskiem oczami. Patrzyła na mnie rozmarzonym wzrokiem bez wątpienia nie rozumiejąc o co ją pytam, nie rozumiejąc z pewnością co mam na myśli.
- Ostatni przed wyjazdem. - szybko dodałem pożerając wzrokiem jej lśniące okrywającą je szminką, wciąż rozchylone jakby to właśnie na ten mój pocałunek czekały usta - Spacer… że niby ostatni teraz...
- A… - Joanna jakby nieco posmutniała - No niestety… ale muszę wracać.
- Szkoda. - westchnąłem z żalem.
- Szkoda… - cichutko powtórzyła i opuściła głowę.
            Tak jak ja przed chwilą, tak teraz ona wpatrzyła się w płytki deptaku, którym szliśmy a jej oczy jeszcze bardziej się zaszkliły, jakby zaszkliły się nagle wezbranymi w nich łzami.
- Ale jeszcze kiedyś tu przyjedziesz? - z nadzieją w głosie spytałem uparcie patrząc cały czas na idącą tak teraz blisko mnie dziewczynę - Prawda?
   …gadam coś bez sensu… - z zażenowaniem pokręciłem głową, w której to miałem wciąż jeden, wielki zamęt.
- A chcesz tego? - spytała zamyślona, spytała nie patrząc już przecież na mnie.
   …czy tego chcę?… - aż mi się z wrażenia zakręciło w głowie - …pyta mnie, czy ja tego chcę?…
- Bardzo. - odpowiedziałem bez chwili namysłu.
- Przyjadę. - uśmiechnęła się z żalem - …może kiedyś.
   …może przyjedzie… - cichutko sobie westchnąłem - …kiedyś…
- Bo tak bardzo bym cię chciał… - czułem, że z wrażenia moja krtań znów zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa.
            Miałem zamiar powiedzieć, że bardzo bym chciał ją pocałować ale pomyślałem, że zbyt krótko się jeszcze znamy, że byłoby to zbyt obcesowe i mógłbym ją tym wyznaniem zrazić do siebie. Może nawet i obrazić. Bojąc się użyć tego słowa urwałem nie kończąc wypowiadanego zdania.
- Chciałbyś? …mnie? - Joanna spojrzała na mnie. Patrzyła niewątpliwie zaciekawiona tym, co chciałem jej powiedzieć.
- Chciałbym… - nie miałem pojęcia co mam jej powiedzieć i wyrzuciłem z siebie na siłę odrywając od niej oczy. Wyrzuciłem patrząc obojętnym już teraz wzrokiem przed siebie - Nieważne.
            Nieopatrznie znów potrąciłem kogoś przechodzącego zbyt blisko nas. Znów się o kogoś otarłem. Niespodziewanie wpadłem pomiędzy grupkę idących w przeciwnym niż my kierunku ludzi i lawirując pomiędzy nimi nagle się obudziłem. Nagle odnalazłem się na tym świecie. Zaskoczony, że właśnie tu jestem, że idę nadmorska promenadą, nie całkiem, nie do końca jeszcze przytomny wpatrzyłem się w idących też tą promenadą ludzi. Jakbym widział to pierwszy dzisiaj raz zdziwiłem się, że jest ich tu tyle, że oni wszyscy, jakby się zmówili idą w przeciwnym kierunku niż ja. Zdziwiłem się, że jest tu taki tłok, niemal jak w środku lata. Niemal jak w środku urlopowego sezonu.