Szukaj na tym blogu

czwartek, 23 czerwca 2005

strona 26

 



            Nie chciałem tam, na rozpięty zamek spodni Joanny patrzeć czując jak od tego widoku robi mi się słabo, jak coś zaciska mi się na gardle, jak zaczyna mnie w żołądku mulić ale przecież widziałem te jej obcisłe, te kuszące wzrok urzekającym, bladoróżowym kolorem spodnie. Spodnie z tak modnego ostatnio sztruksu.
   …wszyscy to widzą …muszą to przecież widzieć… - zawstydzony nie miałem już teraz odwagi patrzeć na idących z naprzeciwka ludzi - …i widzą mnie z nią…
           
Widzą rozpięte spodnie Joanny, widzą jej białe majtki i widzą, że to dziewczyna, która jest ze mną, która idzie obok mnie. Widzą i myślą, że to moja dziewczyna!
   …jak ja mogłem o tym zapomnieć?... - zgłupiałem nie wiedząc co powinienem teraz zrobić - …jak mogłem zapomnieć o jej rozpiętych spodniach?...
           
Szedłem tak dłuższą chwilę w milczeniu. Szedłem nieco, o krok, może o pół kroku za Joanną. Szedłem czując znów to idiotyczne, akurat teraz trzymające mnie podniecenie nagle, z trudem nadążając za wolno przecież idącą dziewczyną. Szedłem czując, że palę się ze wstydu.
   …idę jak ten kretyn… - byłem pewien, że wszyscy patrzą teraz na mnie, że się ze mnie śmieją - …i wyglądam jak kretyn…
           
Szedłem starając się coś sensownego wymyślić ale niestety miałem znów tylko tą przerażającą, nękającą mnie dzisiaj tak uparcie, kompletną pustkę w głowie.
   …a może udawać, że nie widzę tego zamka?... - pomyślałem - …może mam udawać, że nic nie wiem?...
           
Nieśmiało spojrzałem na mijających nas ludzi. Nie ulegało wątpliwości, że jak na złość chyba wszyscy to widzą. Wszyscy patrzą i widzą rozpięte spodnie Joanny a ona jakoś tych patrzących na nią oczu nie dostrzega. Jakoś niczego się nawet nie domyśla.
   …a jak będzie szedł ktoś znajomy?... - ta myśl przeraziła mnie - …jak będzie szedł ktoś, kto mnie zna?...
- Asia… - w końcu cicho, czując się całkiem już zagubiony szepnąłem ale od razu urwałem bezradnie.
   …co ja robię?... po co chcę coś mówić?... - spanikowany i całkiem już zagubiony pomyślałem uparcie patrząc palony wstydem na płytki deptaka, którym szliśmy - …a może najlepiej nic nie robić? …nic nie mówić? ...może najlepiej, po prostu milczeć?...
           
Dudniło mi w głowie. Gwałtownie pulsowały skronie. Łomotało nagle pracujące z wyjątkowym mozołem serce. Szedłem wpatrując się w chodnikowe płytki i bezmyślnie, siłą się do tego zmuszając liczyłem je.
   …jeden …dwa …trzy …może jednak udawać, że po prostu tego nie zauważyłem? ...cztery …pięć …że nie widzę…  - wciąż nie mogłem się zdecydować, wciąż nie wiedziałem, co mam zrobić -  …sześć …siedem ...może lepiej będzie udawać, że o niczym nie wiem? ...osiem …dziewięć…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz