Dziewczyna zaskoczona z pewnością
tym, że stoję tak całkiem bez sensu spojrzała na mnie. Spojrzała na mnie
przelotnie, jakby tylko po to, by upewnić się czy jeszcze tu jestem.
Wiedziałem, że zachowuję się dziwnie ale wciąż nie potrafiłem się odnaleźć.
Przecież, skoro nie odszedłem, skoro nie poszedłem w swoja stronę to powinienem
podejść do niej bliżej. Przecież należałoby coś powiedzieć, coś zrobić,
obojętnie co a nie stać tak, jakby mnie całkowicie sparaliżowało. Jakby mi coś
odebrało wszystkie zmysły. Wahałem się, próbowałem zdobyć się na jakiś ruch a
ona stała znów, zdawałoby się, że całkiem obojętnie patrząc na cichutko
szumiące morze. Stała i być może spokojnie czekała na to, co ja zrobię.
…nie patrzy teraz na mnie… nie widzi tego, co ja robię… - zadudniło
mi w głowie - …mogę spokojnie sobie stąd
odejść…
Już chciałem
uciec, chciałem nie żyć, modliłem się o koniec świata, bo nie potrafiłem teraz
robić nic innego. Ja, który zawsze byłem uważany za kogoś, kogo nic nie było w
stanie zaskoczyć. Ja, który z najbardziej dziwnej sytuacji potrafiłem znaleźć
zaskakujące innych wyjście stałem teraz zupełnie bezradny. Stałem zdając sobie
sprawę z tego, że dzieje się ze mną coś wyjątkowo dziwnego.
Ktoś
przechodzący pomiędzy nami, przechodzący zbyt blisko mnie niechcący mnie
potrącił. Już chciałem coś powiedzieć, chciałem zwrócić mu uwagę, by uważał, by
patrzył jak idzie ale spostrzegłem znów rozpięty zamek tej tak wyjątkowo cały
czas intrygującej mnie dziewczyny.
Stałem
nie czując już nawet jak mocno moje serce wali, jak mi dudni w skroniach, z
całą siłą starając się zapanować nad sobą, nad kipiącą z wrażenia w żyłach
krwią. By właśnie teraz, tu, przed nią nie upaść, by nie zemdleć z wrażenia
uparcie i wciąż tak zaskakująco bezradnie stałem.
Nagle dziewczyna,
wciąż się uśmiechając opuściła w dół głowę niewątpliwie rozbawiona już tą
dziwaczną sytuacją, tym zdecydowanie zbyt długo trwającym milczeniem a ja ośmielony
tym, że wciąż patrzy nie na mnie, że nie peszy mnie swoim wzrokiem z trudnością
zrobiłem dwa nieśmiałe kroki i stanąłem tuż obok niej.
…o kurde… - poczułem kompletną pustkę w głowie.
Chciałem
się odezwać, chciałem coś powiedzieć ale nie mogłem wydusić z siebie głosu.
Moją krtań ścisnął niespodziewany skurcz.
Dziewczyna
nie pojmując z pewnością dlaczego nic nie mówię spojrzała zaciekawiona na mnie.
Chrząknąłem starając się przemóc ten dziwny paraliż mych strun głosowych a ona
uśmiechnęła się jakby jeszcze cieplej.
- Hej... - w końcu ledwo słyszalnym głosem z trudem wydusiłem z siebie.
…hej?… - omal nie udławiłem się tym słowem - …co to za idiotyzm?!…
Choć chciałem jej przecież tyle powiedzieć, chciałem
powiedzieć co myślę, co czuję, choć nagle przez moją głowę przemknęły miliony
jakichś banalnych, pozbawionych sensu tekstów, które mógłbym powiedzieć, które
z pewnością powiedziałbym każdej innej dziewczynie, to udało mi się teraz wydobyć
z siebie tylko ten suchy, krótki wyraz pozbawiony choćby cienia jakiegoś
uczucia. Wyraz wykrztuszony charczącym, bezbarwnym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz