Szukaj na tym blogu

piątek, 10 czerwca 2005

strona 14

 



- Bo do tej pory to jakoś tak nieszczególnie było… - cicho dopowiedziałem chcąc swoje wcześniejsze słowa jakoś uzupełnić, jakoś wytłumaczyć to, co tak niezbyt może mądrze powiedziałem.
   …nieszczególnie było?… - poczułem, że się zarumieniłem ze wstydu - …co ja takie głupoty gadam?…
            W oczach dziewczyny coś błysnęło. Pomyślałem, że słysząc tą moją idiotyczną odzywkę właśnie teraz się roześmieje, że wybuchnie nagłym, gwałtownym śmiechem, że zwracając na mnie uwagę przechodzących ludzi bezlitośnie się roześmieje i rozbawiona moim prymitywnym zachowaniem bez słowa odejdzie zostawiając mnie tu, po środku prowadzącej nad morze alei samego. Przeraziłem się, że zostawi mnie tu samego pośród cały czas gdzieś idących, jak na złość akurat dzisiaj tak tłumnie spacerujących, czasem ocierających się o mnie, czasem potrącających mnie stojącego im na drodze, obcych mi ludzi.
  …o cholera… - aż mi się zakręciło w głowie.
            Pomyślałem, że nagle zostanę tu sam, że będzie to widziała zza sklepowej wystawy ta cały czas z pewnością przyglądająca się nam ekspedientka, że będzie się ze mnie śmiała ale nie, dziewczyna nie odeszła, nie roześmiała się. Patrzyła uważnie prosto w moje oczy, patrzyła jakby było w nich coś ją kuszącego, jakby było tam coś sprawiającego, że nie mogła przestać patrzyć.
            I ja też nie mogłem przestać. I ja też zachłannie wpatrywałem się w błękit jej dużych, czarujących oczu.
            - Tak, mamy chyba w końcu wiosnę. - nie odeszła, odpowiedziała mi jednak. Odpowiedziała choć dopiero po chwili, odpowiedziała cały czas przyglądając mi się z uśmiechem na ustach, przyglądając się z zastanawiającą mnie coraz bardziej uwagą. Odpowiedziała wzdychając chwilę wcześniej cichutko, z wyraźną ulgą.
- Mamy wiosnę… - patrząc zachłannie w oczy dziewczyny bezmyślnie powtórzyłem z trudem dobytym gdzieś tam z samego wnętrza niezbyt mile brzmiącym, zmienionym głosem.
            Patrzyłem pożądliwie i czułem, że cały świat zaczyna mi wirować w głowie. Patrzyłem bez umiaru bojąc się, że zaraz się przewrócę, patrzyłem nie mogąc sobie tej przyjemności odmówić.
- Przyjemnie tak sobie połazić bez celu. - dziewczyna powiedziała kokieteryjnie się uśmiechając.
   …a ja stoję jak ten kretyn… - zrobiło mi się głupio - …i nie potrafię się odezwać…
              Wypowiedziała te słowa rozbrajająco mile brzmiącym, zmysłowym głosem zupełnie nie odczuwając skrępowania, zażenowania, paraliżującej obawy, że robi coś złego, coś niedobrego. Mówiła swobodnie, może i trochę frywolnie a ja wciąż byłem tym spotkaniem sparaliżowany. Ona mówiła, a ja wciąż stałem jak porażony, a ja wciąż, nie mam pojęcia dlaczego nie potrafiłem nad sobą zapanować.
- No. - wychrypiałem nie będąc w stanie sklecić żadnego, w miarę logicznego zdania.
- Hahaha… - roześmiała się frywolnie, nieco może zalotnie. Roześmiała się z pewnością widząc to moje zagubienie, widząc jakie wrażenie na mnie zrobiła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz