Pomyślałem,
że Aśka to przecież całkiem normalne, choć z pewnością piękne imię. Pomyślałem,
że dziewczyna noszące takie imię też musi być kimś normalnym.
…Joanna… - czułem rozpierającą me piersi radość.
Pomyślałem,
że ktoś obdarzony takim imieniem nie jest jakimś bóstwem wymagającym
szczególnego szacunku, nie jest jakimś cudem, czymś nadprzyrodzonym do czego
nie można odważyć się by podejść, by się odezwać ale kimś całkiem normalnym, kimś
funkcjonującym tak jak i ja. Takim samym jak ja człowiekiem.
…Joanna… - jej imię cały czas tysiącem ech odbijało się wewnątrz
mojej głowy.
I znów zaległa ta
cholerna, ta przywalająca mnie swoim ciężarem cisza. I znów nie umiałem nic
powiedzieć, znów czułem się kompletnie zagubiony, czułem się całkowicie
onieśmielony. I znów byłem stłamszony wręcz jej obecnością.
- Joanna. - wyszeptałem czując, że jej wpatrzone we mnie, pełne szczęścia, duże
oczy znów mnie peszą, że znów czuję się onieśmielony.
- Tak? - dziewczyna spytała cichym głosem, głosem sprawiającym mi zniewalającą,
porażającą zmysły przyjemność.
Mając
wyjątkową pustkę w głowie rozpaczliwie szukałem jakichś, jakichkolwiek słów,
które mógłbym teraz wypowiedzieć. Chrząknąłem i zakaszlałem nerwowo.
- Nie spotkałem cię wcześniej, chyba jesteś tu na wczasach? - wydusiłem w końcu
coś z siebie - Albo może w sanatorium... jesteś?
- Hahaha... - dziewczyna roześmiała się wesoło.
- No, bo nie spotkałem... - bąknąłem speszony jej uroczo brzmiącym,
niespodziewanie znów rozpalającym me zmysły śmiechem - a przecież z pewnością
bym cię zauważył i...
- Przyjechałam tu na weekend do cioci, - przerwała mi, nie pozwoliła dokończyć
to, co niezbyt pewnie, a też i z pewnością niezbyt mądrze próbowałem mówić -
ale weekend już się kończy i niedługo trzeba będzie wracać do domu.
- Wracać? - wydukałem bez sensu.
…będzie wracać do domu… - to stwierdzenie sprawiło mi przykrość.
- Niestety… trzeba. - grymas niechęci na krótką chwilę wykrzywił kąciki ust tej
ślicznej, stojącej obok mnie dziewczyny.
- Będziesz wracać? - spytałem jakbym nie był w stanie pojąc znaczenia tych słów,
jakby to było co najmniej coś dziwnego.
- No, niestety… - powtórzyła i cichutko westchnęła.
- No, ale może jeszcze zdążymy... - urwałem nie umiejąc dokończyć tego
impulsywnie wypowiedzianego zdania w sensowny sposób.
- Zdążymy? - spytała zaskoczona, że tak niespodziewanie zamilkłem.
- No, może zdążymy gdzieś pójść... - przerażony pustką w mojej głowie patrzyłem
na Joannę.
- Gdzieś pójść? - powtórzyła zdziwiona.
- Wiesz, bo może moglibyśmy pójść gdzieś na jakieś lody... albo może na grzane
winko? - udało mi się tą myśl w miarę szybko i z sensem jednak dokończyć.
- Pójść? - powiedziała to tak, że nie wiedziałem czy czasem nie drwi sobie
teraz ze mnie, czy nie drwi kpiąc ze mnie, że odważyłem się coś takiego jej
zaproponować - Dzisiaj?
…raz kozie śmierć… - pomyślałem chcąc dodać sobie w ten sposób
odwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz