Szukaj na tym blogu

wtorek, 14 czerwca 2005

strona 17

 



- No... - czułem się jak idiota - Nawet i teraz możemy pójść... no chyba, że nie umawiasz się z obcymi…
- Nie umawiam się. - potwierdziła - Z nikim się nie umawiam. Nie tylko z obcymi.
- Szkoda. - westchnąłem nie potrafiąc ukryć żalu.
   …bez sensu… - czułem, że się tą spontaniczną propozycją wygłupiłem.
- Ale zawsze można zrobić jakiś wyjątek. - dziewczyna z zagadkowym uśmiechem na ustach dopowiedziała po chwili. Po nieco zbyt długiej chwili.
            Gdy skończyła mówić rozchyliła nieco szerzej swoje białe ząbki połyskujące pomiędzy kuszącymi mój wzrok wargami i wysunęła nieznacznie koniuszek języka.
- Wyjątek? - spytałem nagle nabierając nadziei, że jeszcze nic nie jest stracone.
- Wyjątek. - powtórzyła uparcie cały czas wpatrując się w moje oczy.
- Czyli… rozumiem, że znajdziesz trochę czasu - serce zakołatało mi mocniej, nie wierzyłem w swoje szczęście - i umówisz się jednak ze mną?
   …o matko!… - miałem ochotę zapaść się pod ziemię - …co ja bredzę?!…
- Noo... może... - zawahała się - Może nie umówię się, bo to chyba nie jest właściwe określenie …ale może …może chętnie jeszcze gdzieś pójdę, bo wyjeżdżam dopiero w nocy.
   …chętnie!… - serce mocno mi załomotało.
            Ucieszyłem się bo zrozumiałem, że dziewczyna powiedziała to całkiem już teraz poważnie.
- No to chodźmy. - niespodziewanie ruszyła i zaczęła iść niezbyt spiesznym krokiem.
            Jakby to było coś całkiem normalnego ruszyłem i ja. Ruszyłem, choć dopiero po chwili. Zrównałem się z Joanną i razem poszliśmy alejką w stronę morza.
   …he!… - uśmiechnąłem się radośnie - …co za niewiarygodna historia!…
- To może… - z przejęciem powiedziałem idąc tuż obok niej - to zaproponuję ci kawiarenkę w latarni morskiej.
   …ci?… - nogi ugięły się pode mną - …ale to głupio zabrzmiało…
- W latarni? - dziewczyna spytała i spojrzała na mnie.
- No. - odpowiedziałem jej mimo wszystko zadowolony z siebie.
            Byłem zadowolony, czułem się szczęśliwy jak jakiś nieopierzony małolat, jak dzieciuch jeszcze, że to właśnie ja z nią, z tą piękną, spotkaną tak niespodziewanie blondynką teraz idę, że to ja idę tuż obok niej, i że wszyscy to z pewnością widzą, że może mi nawet zazdroszczą. Byłem pewien, że na pewno widziała to też i ta sprzedawczyni ze sklepiku z pamiątkami.
- Naprawdę? …jest tam kawiarenka? - Joanna odezwała się może nie do końca pewna, że właśnie tam chce ze mną pójść - Wiesz, że nigdy nie byłam w latarni. Jakoś…
- Na pewno ci się tam spodoba, to niedaleko stąd... - zapewniłem ją zdecydowanie zbyt impulsywnie - Tam jest bardzo fajnie.
- Jesteś tego pewny? - dziewczyna zatrzymała się niespodziewanie.
   …no, nie… - poczułem ucisk. Coś jakby niewidzialna obroża coraz mocniej zaciskała się na moim gardle.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz