Szukaj na tym blogu

wtorek, 31 maja 2005

strona 3.




            Kiedy przechodziła tuż obok mnie chciałem coś powiedzieć, chciałem odezwać się ale ona szła tak beztrosko uśmiechnięta i rozpromieniona tą tak nagle wybuchłą wiosną, że nie byłem w stanie wydobyć z siebie słowa, dobyć choćby jakiegoś tylko strzępka głosu. Jakby tego wszystkiego było jeszcze zbyt mało, dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się tak zaskakująco ciepło i odrobinę figlarnie. Uśmiechnęła się tak, jakby wszystko to, co rozgrywało się teraz na moich oczach było w całości, w każdym, najdrobniejszym nawet szczególe z pełną premedytacją zamierzone.
            Dziewczyna uśmiechnęła się, poprawiła przerzuconą przez ramię torebkę i zupełnie nic sobie nie robiąc z mojego wbitego w nią, wbitego w te jej tak zaskakująco rozpięte spodnie nieomalże bezczelnie wzroku, nawet odrobinę nie zwalniając minęła mnie i poszła dalej. Poszła, a ja stałem przez moment jak sparaliżowany, a ja stałem coraz wyraźniej czując, że jestem pobudzony czując, że podnieciło mnie to, że jej widok tak nieoczekiwanie, i tak mocno rozpalił moje zmysły. Stałem starając się mimo wszystko nadal w miarę normalnie oddychać by po chwili jednak, zupełnie nieświadomie odwrócić się i pójść bezwiednie za nią.
            Ta nieznana mi dziewczyna szła o kilka kroków przede mną. Szła wyprostowana, zadowolona i z pewnością pewna siebie. Szła lekko i z gracją, zgrabnie, z wyjątkową elegancją stawiając sprężyste ale jednak ze szczególnym wdziękiem prezentowane kolejne kroki. Szła wystukując zniewalający i rozpalający zmysły rytm wyjątkowo długimi, skrzącymi się fascynująco metalowymi obcasami swoich butów. Szła tak blisko, a raczej, to ja szedłem tak blisko niej, że miałem ochotę przyspieszyć by się z nią zrównać, by iść obok niej.
            Miałem ochotę, ale mimo wszystko nie potrafiłem się odważyć by to zrobić. Peszyło mnie to gwałtowne pobudzenie mego organizmu i speszony, onieśmielony tym, co się ze mną działo jedynie tylko uparcie szedłem tuż, niemal tylko o krok za nią żarliwie wpatrując się w jej plecy. Szedłem widząc cały czas jej opięte mocno naprężonym sztruksem pośladki i czułem jak mocno moje ciało manifestuje tą nagłą, niespodziewaną fascynację.
            Dziewczyna, z pewnością nieświadoma tego jak bardzo mnie zaintrygowała, jak mocno mnie rozpaliła, nieświadoma jak bardzo zniewoliła moje zmysły sprawiając wrażenie, że bezdusznie kpi sobie ze mnie szła spokojnym, lekko kołyszącym się, ale jednak porażająco wdzięcznym krokiem. Obcasy jej, zaskakujących swym kształtem, ponadprzeciętnych butów stukały niezbyt głośno w betonowe płytki chodnika. Biel i róż stroju dziewczyny cieszył oczy wyraźnie odcinając się od szarości śpiącej jeszcze natury.
            Idąc tak niefrasobliwie za nią widziałem niekiedy, niekiedy docierało to do mnie, że spacerujący alejkami parku ludzie spoglądają na nią. Patrzą jak chwilę wcześniej ja sam patrzyłem, patrzą choć z pewnością nie aż tak tym zaaferowani. Widziałem wyraźnie, że niemal wszyscy, tak jak i ja przed chwilą zauważają to, że dziewczyna ma rozpięte spodnie. Widziałem jak patrzą i czułem się jakoś tak wyjątkowo dziwnie, czułem się tak nagle głupio, jakby to wszystko było też i po części moją winą. Dostrzegałem w oczach mijających dziewczynę ludzi zdziwienie a czasem nawet i rozbawienie.

 

poniedziałek, 30 maja 2005

strona 2.




            Opadającymi swobodnie na ramiona włosami dziewczyny zabawiał się wiatr targając je leciutko, jakby celowo drwiąc sobie z idącej i całkowicie go ignorującej dziewczyny. Bawił się nimi, porywał delikatnie w górę i zarzucał idącej z uśmiechem na ustach kosmyki jej jasnoblond włosów na twarz, odrzucał potem gwałtownie w tył, by znów po chwili z powrotem zakręcić nimi i opleść naraz całą jej twarz. Igrał sobie zupełnie beztrosko a dziewczyna sięgała co jakiś czas ręką do włosów i poprawiała je. Ale nie było na niego, na ten figlarny wiatr rady. On i tak, uparcie cały czas robił swoje.
            Rozpięta biała kurteczka falowała delikatnie wokół idącej dziewczyny w rytm miarowych, niespiesznych kroków wystukiwanych obcasami jej białych butów, których cholewki sięgały aż do samych kolan. Wzrok przyciągał okrywający młode ciało dziewczyny bladoróżowy golf i w takim samym kolorze, może nieznacznie tylko jaśniejsze, obcisłe spodnie z dokładnie przylegającego do jej ciała materiału.
            Dziewczyna miała na sobie obcisłe spodnie ze sztruksu. Spodnie, które tak niespodziewanie mnie zaintrygowały. Zaintrygowały, bo było w nich coś, co już z daleka rzuciło mi się w oczy, co zwróciło mi właśnie na nią, na tą idącą samotnie dziewczynę uwagę. I choć z początku wydawało się, że jest to tylko złudzenie, że to jakiś dziwny, całkiem niepotrzebny teraz omam, to z każdym krokiem, z każdą chwilą skupiając coraz bardziej moją uwagę i przyprawiając o stanowczo zbyt mocne bicie serca utwierdzało mnie w przekonaniu, że to co widzę jednak złudzeniem nie jest.
            Bladoróżowe spodnie dziewczyny przepasane były metalowym paskiem, wyraźnie napiętym, jakby już same, zdecydowanie mocno obcisłe niewystarczająco opinały jej ciało. Przepasane były paskiem ze srebrnej, błyszczącej, skrzącej się w jaskrawym słońcu tysiącem iskier plecionki, paskiem skupiającym na sobie wzrok rzucanymi w około refleksami. Metalowy pas wabił a jednocześnie zupełnie bezlitośnie akcentował to, co przyprawiało mnie o to właśnie mocniejsze bicie serca. Akcentował to, co przykuło moją uwagę, co spostrzegłem już na samym początku, jak tylko zauważyłem tą idącą ku mnie dziewczynę. Akcentował to, co nie pozwalało oderwać mi od tego właśnie miejsca wzroku, co intrygowało tak bardzo, że aż wstrzymałem oddech, że aż zamarłem w bezruchu patrząc tak uparcie, jakbym dojrzał coś bardzo wyjątkowego, coś co sprawiało, że z wrażenia omalże nie zemdlałem.
            Patrzyłem z przejęciem, z każdym jej krokiem nabierając przekonania, że to nie jest złudzenie. Im dziewczyna była bliżej mnie, tym bardziej byłem pewien, że jaskrawe słonko nie sprawiło moim oczom psikusa, że to, co powodowało, że coraz bardziej zasychało mi w gardle nie jest wytworem mojej wyobraźni ale czymś całkiem rzeczywistym, czymś z każdym jej krokiem coraz dokładniej widocznym, prawie już namacalnym. Z każdym jej krokiem nabierałem pewności, że to, co już z dala spostrzegłem jest jednak prawdą...
               Patrzyłem, z każdą chwilą coraz dokładniej widząc jak poniżej połyskującego w słońcu paska pastelowy róż jej obcisłych spodni nagle coś psuło, nagle, w zupełnie nieoczekiwany sposób coś brutalnie zakłócało. Patrzyłem i wiedziałem już z całą pewnością, że psuła ten tak przecież miły memu oku obraz zdecydowanie jaśniejsza, niemal zupełnie biała, jakby przyklejona do nich niespodziewanie akurat w tym właśnie miejscu, całkiem niepotrzebnie tam przylepiona plama. Patrzyłem i nie miałem już żadnych wątpliwości, że to zamek, że zamek spodni tej całkiem obcej mi dziewczyny jest rozpięty.

 

niedziela, 29 maja 2005

strona 1.










                                                                 Idzie Wiosna…






     ...to, co tu możecie przeczytać wydarzyło się gdzieś pod koniec ubiegłego wieku, ale równie dobrze mogłoby wydarzyć się i teraz… a może i też, nie wydarzyć się wcale…




Rozdział 1.



            Spotkałem ją zupełnie niespodziewanie. Któregoś kwietniowego dnia wybrałem się na spacer i tak zupełnie bez celu łaziłem sobie po parku zdrojowym. W pewnym momencie, kiedy już znudzony miałem wracać do domu spostrzegłem samotną dziewczynę idącą promenadą nadmorską w moim kierunku. Miała może dwadzieścia, a może i trochę więcej lat. Zatrzymałem na niej wzrok i nie zdając sobie nawet z tego sprawy nie potrafiłem go już oderwać, choćby tylko na chwilę, choćby na ułamek sekundy. Coś, jakby jakiś magnes działało na mnie tak obezwładniająco, że zamarłem w bezruchu zachłannie w nią wpatrzony...
            W promieniach wczesnowiosennego słońca, które jaskrawo zalewało całą budzącą się z zimowego snu okolicę wyglądała bardzo atrakcyjnie, tak promiennie i zniewalająco, że czułem się jakby to szła ku mnie sama, budząca się właśnie z zimowego snu wiosna...