Kiedy przechodziła tuż obok mnie
chciałem coś powiedzieć, chciałem odezwać się ale ona szła tak beztrosko
uśmiechnięta i rozpromieniona tą tak nagle wybuchłą wiosną, że nie byłem w
stanie wydobyć z siebie słowa, dobyć choćby jakiegoś tylko strzępka głosu.
Jakby tego wszystkiego było jeszcze zbyt mało, dziewczyna spojrzała na mnie i
uśmiechnęła się tak zaskakująco ciepło i odrobinę figlarnie. Uśmiechnęła się
tak, jakby wszystko to, co rozgrywało się teraz na moich oczach było w całości,
w każdym, najdrobniejszym nawet szczególe z pełną premedytacją zamierzone.
Dziewczyna uśmiechnęła
się, poprawiła przerzuconą przez ramię torebkę i zupełnie nic sobie nie robiąc
z mojego wbitego w nią, wbitego w te jej tak zaskakująco rozpięte spodnie
nieomalże bezczelnie wzroku, nawet odrobinę nie zwalniając minęła mnie i poszła
dalej. Poszła, a ja stałem przez moment jak sparaliżowany, a ja stałem coraz
wyraźniej czując, że jestem pobudzony czując, że podnieciło mnie to, że jej
widok tak nieoczekiwanie, i tak mocno rozpalił moje zmysły. Stałem starając się
mimo wszystko nadal w miarę normalnie oddychać by po chwili jednak, zupełnie
nieświadomie odwrócić się i pójść bezwiednie za nią.
Ta nieznana mi dziewczyna
szła o kilka kroków przede mną. Szła wyprostowana, zadowolona i z pewnością
pewna siebie. Szła lekko i z gracją, zgrabnie, z wyjątkową elegancją stawiając sprężyste
ale jednak ze szczególnym wdziękiem prezentowane kolejne kroki. Szła wystukując
zniewalający i rozpalający zmysły rytm wyjątkowo długimi, skrzącymi się
fascynująco metalowymi obcasami swoich butów. Szła tak blisko, a raczej, to ja
szedłem tak blisko niej, że miałem ochotę przyspieszyć by się z nią zrównać, by
iść obok niej.
Miałem
ochotę, ale mimo wszystko nie potrafiłem się odważyć by to zrobić. Peszyło mnie
to gwałtowne pobudzenie mego organizmu i speszony, onieśmielony tym, co się ze
mną działo jedynie tylko uparcie szedłem tuż, niemal tylko o krok za nią żarliwie
wpatrując się w jej plecy. Szedłem widząc cały czas jej opięte mocno naprężonym
sztruksem pośladki i czułem jak mocno moje ciało manifestuje tą nagłą,
niespodziewaną fascynację.
Dziewczyna,
z pewnością nieświadoma tego jak bardzo mnie zaintrygowała, jak mocno mnie
rozpaliła, nieświadoma jak bardzo zniewoliła moje zmysły sprawiając wrażenie,
że bezdusznie kpi sobie ze mnie szła spokojnym, lekko kołyszącym się, ale
jednak porażająco wdzięcznym krokiem. Obcasy jej, zaskakujących swym kształtem,
ponadprzeciętnych butów stukały niezbyt głośno w betonowe płytki chodnika. Biel
i róż stroju dziewczyny cieszył oczy wyraźnie odcinając się od szarości śpiącej
jeszcze natury.
Idąc tak niefrasobliwie
za nią widziałem niekiedy, niekiedy docierało to do mnie, że spacerujący
alejkami parku ludzie spoglądają na nią. Patrzą jak chwilę wcześniej ja sam
patrzyłem, patrzą choć z pewnością nie aż tak tym zaaferowani. Widziałem
wyraźnie, że niemal wszyscy, tak jak i ja przed chwilą zauważają to, że
dziewczyna ma rozpięte spodnie. Widziałem jak patrzą i czułem się jakoś tak
wyjątkowo dziwnie, czułem się tak nagle głupio, jakby to wszystko było też i po
części moją winą. Dostrzegałem w oczach mijających dziewczynę ludzi zdziwienie
a czasem nawet i rozbawienie.
Opadającymi swobodnie na ramiona
włosami dziewczyny zabawiał się wiatr targając je leciutko, jakby celowo drwiąc
sobie z idącej i całkowicie go ignorującej dziewczyny. Bawił się nimi, porywał
delikatnie w górę i zarzucał idącej z uśmiechem na ustach kosmyki jej
jasnoblond włosów na twarz, odrzucał potem gwałtownie w tył, by znów po chwili
z powrotem zakręcić nimi i opleść naraz całą jej twarz. Igrał sobie zupełnie
beztrosko a dziewczyna sięgała co jakiś czas ręką do włosów i poprawiała je. Ale
nie było na niego, na ten figlarny wiatr rady. On i tak, uparcie cały czas robił
swoje.
Rozpięta biała kurteczka
falowała delikatnie wokół idącej dziewczyny w rytm miarowych, niespiesznych
kroków wystukiwanych obcasami jej białych butów, których cholewki sięgały aż do
samych kolan. Wzrok przyciągał okrywający młode ciało dziewczyny bladoróżowy
golf i w takim samym kolorze, może nieznacznie tylko jaśniejsze, obcisłe
spodnie z dokładnie przylegającego do jej ciała materiału.
Dziewczyna
miała na sobie obcisłe spodnie ze sztruksu. Spodnie, które tak niespodziewanie
mnie zaintrygowały. Zaintrygowały, bo było w nich coś, co już z daleka rzuciło
mi się w oczy, co zwróciło mi właśnie na nią, na tą idącą samotnie dziewczynę
uwagę. I choć z początku wydawało się, że jest to tylko złudzenie, że to jakiś
dziwny, całkiem niepotrzebny teraz omam, to z każdym krokiem, z każdą chwilą
skupiając coraz bardziej moją uwagę i przyprawiając o stanowczo zbyt mocne
bicie serca utwierdzało mnie w przekonaniu, że to co widzę jednak złudzeniem
nie jest.
Bladoróżowe spodnie
dziewczyny przepasane były metalowym paskiem, wyraźnie napiętym, jakby już
same, zdecydowanie mocno obcisłe niewystarczająco opinały jej ciało. Przepasane
były paskiem ze srebrnej, błyszczącej, skrzącej się w jaskrawym słońcu tysiącem
iskier plecionki, paskiem skupiającym na sobie wzrok rzucanymi w około
refleksami. Metalowy pas wabił a jednocześnie zupełnie bezlitośnie akcentował
to, co przyprawiało mnie o to właśnie mocniejsze bicie serca. Akcentował to, co
przykuło moją uwagę, co spostrzegłem już na samym początku, jak tylko
zauważyłem tą idącą ku mnie dziewczynę. Akcentował to, co nie pozwalało oderwać
mi od tego właśnie miejsca wzroku, co intrygowało tak bardzo, że aż wstrzymałem
oddech, że aż zamarłem w bezruchu patrząc tak uparcie, jakbym dojrzał coś
bardzo wyjątkowego, coś co sprawiało, że z wrażenia omalże nie zemdlałem.
Patrzyłem
z przejęciem, z każdym jej krokiem nabierając przekonania, że to nie jest
złudzenie. Im dziewczyna była bliżej mnie, tym bardziej byłem pewien, że
jaskrawe słonko nie sprawiło moim oczom psikusa, że to, co powodowało, że coraz
bardziej zasychało mi w gardle nie jest wytworem mojej wyobraźni ale czymś
całkiem rzeczywistym, czymś z każdym jej krokiem coraz dokładniej widocznym,
prawie już namacalnym. Z każdym jej krokiem nabierałem pewności, że to, co już
z dala spostrzegłem jest jednak prawdą...
Patrzyłem, z każdą chwilą coraz
dokładniej widząc jak poniżej połyskującego w słońcu paska pastelowy róż jej
obcisłych spodni nagle coś psuło, nagle, w zupełnie nieoczekiwany sposób coś
brutalnie zakłócało. Patrzyłem i wiedziałem już z całą pewnością, że psuła ten
tak przecież miły memu oku obraz zdecydowanie jaśniejsza, niemal zupełnie
biała, jakby przyklejona do nich niespodziewanie akurat w tym właśnie miejscu,
całkiem niepotrzebnie tam przylepiona plama. Patrzyłem i nie miałem już żadnych
wątpliwości, że to zamek, że zamek spodni tej całkiem obcej mi dziewczyny jest
rozpięty.
Idzie Wiosna…
...to, co tu możecie przeczytać wydarzyło
się gdzieś pod koniec ubiegłego wieku, ale równie dobrze mogłoby wydarzyć się i
teraz… a może i też, nie wydarzyć się wcale…
Rozdział 1.
Spotkałem ją zupełnie
niespodziewanie. Któregoś kwietniowego dnia wybrałem się na spacer i tak
zupełnie bez celu łaziłem sobie po parku zdrojowym. W pewnym momencie, kiedy
już znudzony miałem wracać do domu spostrzegłem samotną dziewczynę idącą
promenadą nadmorską w moim kierunku. Miała może dwadzieścia, a może i trochę
więcej lat. Zatrzymałem na niej wzrok i nie zdając sobie nawet z tego sprawy
nie potrafiłem go już oderwać, choćby tylko na chwilę, choćby na ułamek
sekundy. Coś, jakby jakiś magnes działało na mnie tak obezwładniająco, że
zamarłem w bezruchu zachłannie w nią wpatrzony...
W promieniach
wczesnowiosennego słońca, które jaskrawo zalewało całą budzącą się z zimowego
snu okolicę wyglądała bardzo atrakcyjnie, tak promiennie i zniewalająco, że
czułem się jakby to szła ku mnie sama, budząca się właśnie z zimowego snu
wiosna...