- Całkiem
rozpięty… - powiedziała to może tylko do siebie. Powiedziała na tyle jednak
głośno, że usłyszałem to przecież.
…całkiem rozpięty… - zadudniło mi w głowie. Szedłem i patrzyłem na
idącą obok mnie dziewczynę nie wierząc, że dzieje się to naprawdę, że idąca
obok mnie dziewczyna tym ‘całkiem rozpiętym’ zamkiem nie przejmuje się - …i nic z tym nie zrobi? ...i będzie tak
iść?…
Joanna
uszła jeszcze kilka kroków znów dumnie wyprostowana, znów pewna siebie, choć
jednak cały czas teraz mocno czerwona na twarzy i nagle, niespodziewanie,
gwałtownym ruchem ręki przesunęła do przodu wiszącą, przewieszoną przez ramię
torebkę chcąc nią zasłonić teraz te swoje, tak nieszczęśnie rozpięte spodnie.
Szła
ze znów uniesioną głową. Szła nic nie mówiąc. Szła cały czas niezmiennie, z
takim samym natężeniem i w tym samym rytmie stukając obcasami. Szła zakrywając
teraz rozpięty zamek swoich spodni trzymaną tak trochę nienaturalnie, z przodu
przytkniętą do spodni torebką.
…i co?… - zastanawiało mnie to, a też i niepokoiło - …i nic więcej z tym zamkiem nie zrobi?…
Czując,
że całkiem niepotrzebnie powiedziałem dziewczynie o tym rozpiętym zamku, że
cała ta chaotyczna rozmowa, te wszystkie moje nerwy, to idiotyczne piętrzenie
problemów nie miało najmniejszego sensu i ja też nic już nie mówiłem. Opuściłem
wzrok i wpatrzyłem się w kamienną mozaikę promenady.
…udaje, że to nic takiego… - przyszło mi nagle na myśl - ...udaje, że nic się nie stało …ale na pewno
jest jej głupio …i pewnie teraz to ona, tak jak ja wcześniej, pali się ze
wstydu…
- Eee, mówiłem przecież... - czułem, że muszę coś powiedzieć ale nie miałem
odwagi teraz spojrzeć na nią - że to nic takiego...
…ona pali się ze wstydu …je się ze wstydu palę… - uśmiechnąłem się
sarkastycznie - …a jej spodnie jak były
rozpięte, tak i nadal cały czas rozpięte są…
Uśmiechając
się niezbyt szczerze pomyślałem sobie, właśnie teraz przyszło mi to na myśl, że
dziewczyna z pewnością teraz już wie, że z pewnością domyśla się tego, co mną
na początku kierowało. Wie już, że to ten rozpięty zamek a nie ona zwrócił moją
uwagę. Byłem pewien, że obrazi się teraz na mnie. Coraz bardziej bałem się, że
odejdzie, że powie mi coś przykrego, że nagle to wszystko, wszystko co, choć
nie wierzyłem, że może to być możliwe żeby tak wyjątkowo zaczęło się układać,
co już zaczęło mi się podobać pryśnie już za chwilę jak mydlana bańka.
...wszystko
zaraz się skończy… - to mi teraz chciało się płakać - …wszystko zaraz diabli wezmą…
Ale
nie przysnęło. Nic się nie skończyło, niczego diabli nie wzięli a ona, Joanna, cały
czas mnie tym zaskakując szła tuż obok mnie, szła trzymając przed sobą mocno przyciśniętą
do spodni torebkę. Szła uparcie patrząc obojętnym wzrokiem przed siebie.
- No jasne, przecież to nic takiego.... - Joanna odezwała się. Powiedziała to
tak cicho, jakby znów mówiła tylko sama do siebie.
Joanna
odezwała się, ja jednak nie odzywałem się. Szedłem w milczeniu chcąc ten
stresujący mnie, a też i nieobojętny mym zmysłom temat jak najszybciej zamknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz