Szukaj na tym blogu

sobota, 2 lipca 2005

strona 35

 



- Całkiem rozpięty… - powiedziała to może tylko do siebie. Powiedziała na tyle jednak głośno, że usłyszałem to przecież.
   …całkiem rozpięty… - zadudniło mi w głowie. Szedłem i patrzyłem na idącą obok mnie dziewczynę nie wierząc, że dzieje się to naprawdę, że idąca obok mnie dziewczyna tym ‘całkiem rozpiętym’ zamkiem nie przejmuje się - …i nic z tym nie zrobi? ...i będzie tak iść?…
            Joanna uszła jeszcze kilka kroków znów dumnie wyprostowana, znów pewna siebie, choć jednak cały czas teraz mocno czerwona na twarzy i nagle, niespodziewanie, gwałtownym ruchem ręki przesunęła do przodu wiszącą, przewieszoną przez ramię torebkę chcąc nią zasłonić teraz te swoje, tak nieszczęśnie rozpięte spodnie.
            Szła ze znów uniesioną głową. Szła nic nie mówiąc. Szła cały czas niezmiennie, z takim samym natężeniem i w tym samym rytmie stukając obcasami. Szła zakrywając teraz rozpięty zamek swoich spodni trzymaną tak trochę nienaturalnie, z przodu przytkniętą do spodni torebką.
   …i co?… - zastanawiało mnie to, a też i niepokoiło - …i nic więcej z tym zamkiem nie zrobi?…
           
Czując, że całkiem niepotrzebnie powiedziałem dziewczynie o tym rozpiętym zamku, że cała ta chaotyczna rozmowa, te wszystkie moje nerwy, to idiotyczne piętrzenie problemów nie miało najmniejszego sensu i ja też nic już nie mówiłem. Opuściłem wzrok i wpatrzyłem się w kamienną mozaikę promenady.
   …udaje, że to nic takiego… - przyszło mi nagle na myśl - ...udaje, że nic się nie stało …ale na pewno jest jej głupio …i pewnie teraz to ona, tak jak ja wcześniej, pali się ze wstydu…
- Eee, mówiłem przecież... - czułem, że muszę coś powiedzieć ale nie miałem odwagi teraz spojrzeć na nią - że to nic takiego...
   …ona pali się ze wstydu …je się ze wstydu palę… - uśmiechnąłem się sarkastycznie - …a jej spodnie jak były rozpięte, tak i nadal cały czas rozpięte są…
            Uśmiechając się niezbyt szczerze pomyślałem sobie, właśnie teraz przyszło mi to na myśl, że dziewczyna z pewnością teraz już wie, że z pewnością domyśla się tego, co mną na początku kierowało. Wie już, że to ten rozpięty zamek a nie ona zwrócił moją uwagę. Byłem pewien, że obrazi się teraz na mnie. Coraz bardziej bałem się, że odejdzie, że powie mi coś przykrego, że nagle to wszystko, wszystko co, choć nie wierzyłem, że może to być możliwe żeby tak wyjątkowo zaczęło się układać, co już zaczęło mi się podobać pryśnie już za chwilę jak mydlana bańka.
   ...wszystko zaraz się skończy… - to mi teraz chciało się płakać - …wszystko zaraz diabli wezmą…
            Ale nie przysnęło. Nic się nie skończyło, niczego diabli nie wzięli a ona, Joanna, cały czas mnie tym zaskakując szła tuż obok mnie, szła trzymając przed sobą mocno przyciśniętą do spodni torebkę. Szła uparcie patrząc obojętnym wzrokiem przed siebie.
- No jasne, przecież to nic takiego.... - Joanna odezwała się. Powiedziała to tak cicho, jakby znów mówiła tylko sama do siebie.
            Joanna odezwała się, ja jednak nie odzywałem się. Szedłem w milczeniu chcąc ten stresujący mnie, a też i nieobojętny mym zmysłom temat jak najszybciej zamknąć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz