Szukaj na tym blogu

niedziela, 3 lipca 2005

strona 36

 



            Dziewczyna zaintrygowana może tym zbyt długo już trwającym, moim milczeniem spojrzała na mnie. Katem oka widziałem, że spojrzała mi prosto w oczy. Spojrzała nieśmiało i patrzyła z wolna nabierając odwagi. Patrzyła na mnie ale widząc, że ja odwróciłem w jej stronę głowę, że znów patrzę na nią speszyła się i powoli opuściła głowę.
- Kurczę… - westchnęła z niedowierzaniem, westchnęła chyba jednak tym rozpiętym zamkiem speszona.
- E tam. - wzruszyłem lekceważąco głową.
   …zapnij zamek… - pomyślałem - …i będzie po problemie…
- Przepraszam… - zawstydzona, jedynie cicho powiedziała.
   …przepraszam?… - pytającym wzrokiem wpatrzyłem się w jej błękitno lazurowe oczy - …a zamek nadal jest rozpięty?…
            Choć czułem, że nie powinienem tego robić, choć cały czas coś mówiło mi, żebym nie patrzył tak uparcie w jej, wbite teraz w promenadę po której szliśmy oczy odezwałem się nabierając niespodziewanie odwagi.
- Chciałbym… - wyrzuciłem z siebie, ale jeszcze zanim zacząłem mówić poczułem, że nie powinienem tego robić i szybko urwałem nie kończąc zdania. Urwałem nie wypowiadając swej myśli do końca.
- Co? - dziewczyna zwolniła jakby chciała się zatrzymać i nieśmiało, choć jednak wciąż idąc w stronę zamykającej, zwieńczającej promenadę Latarni spojrzała mi w oczy.
            Szedłem tuż obok niej. Szedłem, nie zwracając już wcale uwagi na mijających nas ludzi jakby teraz jeszcze bliżej niej. Szedłem widząc jej zaczerwienione, wciąż intensywnie purpurowe policzki znów mając trudną do opanowania ochotę na to, by ją pocałować, by choćby tylko dotknąć wargami tak bardzo kuszącego mnie teraz tym właśnie rumieńcem policzka. Szedłem cały czas zachłannie wpatrując się w dziewczynę.
   …chciałbym pocałować się… - przymierzałem się do wypowiedzenia tego zdania na głos - …Asiu… Joanno… chciałbym cię …chciałbym cię pocałować…
- Nie… nic tam - jedynie tylko bąknąłem, i to dopiero po dłuższej chwili.
   …chciałbym pocałować cię… - słowa te wręcz już cisnęły się na moje usta.
            A ja szedłem, szedłem nic nie mówiąc i uparcie cały czas patrzyłem w jej oczy. Szedłem i widziałem pokryte różową szminką, kuszące jak świeżo zerwany owoc usta.
   …chciałbym pocałować cię… - ta myśl niezmiennie i uparcie cały czas wiła się w mojej głowie - …pocałować w te kuszące usta…
- No, ale co? - Joanna nagle, może widząc, może czując to, że coraz śmielej, że tak już zachłannie patrzę na nią uśmiechnęła się niepewnie.
- Hmm.. - chrząknąłem czując narastające zdenerwowanie - Nieważne…
- Ale, co nieważne? - nie dawała mi spokoju.
- Bo tak sobie pomyślałem… - zacząłem mówić i czując znów zawstydzenie, czując, że nie powinienem tego robić urwałem.
   …że chciałbym cię pocałować… - dokończyłem już jedynie w myślach.
- Że? - Joanna wyjątkowo ciepło, wręcz radośnie uśmiechnęła się do mnie.
            Czując nagle rozlewające się w moim sercu ciepło, które spowodował ten niespodziewany, choć tak bardzo szczery uśmiech poczułem, że powinienem, że muszę jednak powiedzieć to, co planowałem, choć z takim trudem mi przychodziło.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz