Szukaj na tym blogu

niedziela, 7 kwietnia 2024

strona 4021

 



- Popitki już nie ma… - wpatrzyłem się w pustą już butelkę po soku udając, że nie wiem o czym Wioleta mówi, że nie mnie jej słowa dotyczą.
   …nie ma co psuć, i tak już zepsutej atmosfery… - postanowiłem sobie.
- Cholera jasna! …i jak tu pić? - Edek nagle się wzburzył - Moment nieuwagi, człowiek na chwilę wyjdzie, na moment spuści z nich wzrok, i proszę! …i nic już nie ma!
            Edek zażartował sobie. Niewątpliwie też pomyślał, że trzeba tą smętna atmosferę rozgonić, że trzeba poprawić nam humory.
- Może czas już iść? - wpatrzyłem się w to, co stało na stole - Nie będziemy chyba siedzieć aż do samego końca? …aż grzecznie, choć stanowczo poproszą nas abyśmy poszli już sobie do domu…
            Zbyt dobrze znałem takich natrętnych gości, których jest się ciężko pozbyć z lokalu i nie chciałem by i nas do takowych tu zaliczyli.
- Może i czas, - Edek dramatycznie westchnął i nagle promiennie się uśmiechnął - w domu jakaś dyżurna flaszencja zawsze się znajdzie.
- Bo jeszcze ci mało? - Wioleta spytała drwiąco spoglądając na Edka.
            Edek nic sobie z tego pytania nie robiąc w uwagą wpatrzył się w salę, a gdy tylko wypatrzył tam kelnera, bo to niewątpliwie na niego czekał nieco uniósł się z fotela i wysoko uniósł w górę prawą rękę.
   …jakby zgłaszał się do odpowiedzi… - mimo woli uśmiechnąłem się.
- No bo żeby to tak człowiek o wszystko musiał prosić, żeby o wszystko trzeba było walczyć… - bąknął udając niezadowolenie.
   …dobry był jako ten typowy ‘niezadowolony’… - przyglądałem się Edkowi niezmiennie się uśmiechając - …no, ale ja też byłem w tym teraz …dobry …dobry aż za bardzo…
- Z reguły - pomyślałem, że całkiem niepotrzebnie dałem się ponieść, że tą moją pyskówką z Wioletą chyba się ośmieszyłem, i że niewątpliwie muszę ten mój błąd szybko zamazać - niepotrzebnie zbyt dosłownie traktujemy to, co czasem ktoś w złości powie.
            Powiedziałem to wpatrując się już teraz w nie tak uroczo jak oczy Aśki wyglądające oczy Wiolety. Powiedziałem i zamilkłem czując, że niepotrzebnie to mówię.
- Co masz na myśli? - Wioleta skierowała swój wzrok na mnie i widząc, że ja na nią patrzę przesadnie uważnie wpatrzyła się w moje oczy.
- Eee… - jej wzrok speszył mnie - nic szczególnego… tak w zasadzie.
- Bo są zasady i kwasy. - Edek cicho zamruczał pod nosem.
   …i ja narobiłem tu kwasów… - poczułem, że to aluzja skierowana do mnie.
- Skoro już zacząłeś mówić?… - Wioleta powiedziała niezmiennie wpatrując się we mnie. Powiedziała i wyczekująco zawiesiła głos.
- …a że wtedy… w barze… - lekceważąco wzruszyłem ramionami - jak wyszła do domu …wasza mama.
- …w naszym barze… rabarbarze… - Edek zanucił fragment modnej ostatnio piosenki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz